Mam nadzieję, że moje słowa „tym razem Wilk zszedł niżej …” nie zostały źle zrozumiane – to niefortunny skrót myślowy. Ja chciałam tylko powiedzieć, że Wilk do tej pory chodził po górach i stamtąd podpatrywał siedziby ludzkie, a teraz odważył się zaufać i zszedł niżej, bliżej ludzi – zszedł z gór. Jego „prywatny zachwyt” nadal czaruje tajemnicą, bajkowością, pięknym spojrzeniem, nawet jeśli „nie jest łatwo…. wystawiać (go) światu” … Myślę, że nie tylko mi ten „zachwyt” bardzo się udzielił i smutno, gdy nie można Tu spojrzeć.. choć na kilka chwil, by złapać oddech i uspokoić szalejące tęsknoty – niepoprawne nadzieje… którym tym razem nie wyszło.
Pewnie z początku w suchych, gorących kolorach a potem w lodowatych bielach i błękitach. Im wyżej w Andy tym zimniej. Podobno tam śnieg zalega bardzo wysoko na maksymalnych stromiznach i tylko nieznacznie zsuwa się w dół, co np. w Alpach jest niemożliwe.
Dziękuję za opowieść z pajęczej krainy. Była zabawna ( choć nie do końca ) i z morałem. Cóż, moje dwa krzyżaki w piwnicznym zlewie w pracy, mają się dobrze ale uniemożliwiają swobodne mycie kubków i szklanek. Za każdym razem wypełzają na brzeg zlewu. Kiedyś, jak było ciepło wynosiłam je na patyku do ogrodu ale teraz bym je tym uśmierciła. Zamarzły by na kość, więc tak sobie koegzystujemy a ja patrzę jak powoli, stopniowo zmniejsza się moja arachnofobia, ale nie do końca … Do ręki bym takiego tłuściocha nie wzięła ! Co to, to nie ! ;-[
O właśnie! pająki… pamiętacie Myśliwego z kuchennego okna, o którym pisałam pod zdjęciem „Jak dziecko…” z 26.V.07 – wyprowadził się…, tzn… historia jest bardziej zawiła.Pozwolę sobie ją Wam opowiedzieć na Dobranoc…Otóż… bardzo żeśmy z pająkiem się zaprzyjaźnili, tzn. ja z nim, ale nie wiem jak on ze mną. Miał taki stały rytuał tygodnia. Jak mu mucha w sieć wpadła, wtedy około jednego dnia konsumował ją, później na kilka dni szedł spać w zagłębieniu framugi okna, a po około dwóch dniach odpoczynku szybciutko, zwykle o zachodzie słońca odbudowywał pajęczynę i czatował na kolejny ‘posiłek’, jakim go natura obdaruje.No i raz się zdarzyło, że chciałam dorzucić się mu z zasuszoną, parapetową muchą, by sobie podjadł więcej… a niech ma coś od życia. Ale popełniłam błąd – mogłam się mu w talerz nie wtrącać. Zajęty zawijaniem swojej muchy w pajęczynę, słabo się jej trzymał, a ja tak niezręcznie swoją muchę mu podałam na sieć, że nieborak zaskoczony – spadł z niej. No i panika straszna … Przecież upadku z drugiego piętra nie przeżyje, co ja najlepszego narobiłam! Zaraz otworzyłam drugie okno, w strachu poszukując go przejętym wzrokiem, a on?… nieborak na pajeczej nitce zawisł pomiędzy piętrami… odetchnęłam z ulgą. Zaczęła się akcja ratunkowa pająka – lecz jak tu ją przeprowadzić bez specjalistycznego sprzętu w postaci cienkiego długiego patyka? Ale dzielny pająk zachował zimną krew i zaczał wypuczac na wiatr długie jedwabne niteczki. Chwaciłam je dłonią i zaczepiłam o parapet, a po chwili on wspiął się po nich W tym momencie za swoimi placami usłyszałam zdziwione – „Co Ty znowu wyprawiasz?”- Ratuje pająka… udało się… ocalał bez szkód na ciele.Odwróciłam się… i w oczach Ukochanego zobaczyłam wykrzykniki i pytajniki, a po chwili głuchej ciszy, z Jego ust „wystękało się” pełne zrozumienia „Acha…”Pająk nie od razu wrócił na pajęczynę, kilka dni mieszkał pod blachą parapetu, ale w końcu mi wybaczył, przezwyciężył obawy i wrócił w stare kąt, a dokładnie w prawy górny narożnik środkowego kuchennego okna.Ale to nie koniec przygód z pająkiem w roli głownej.Obiecałam sobie, że już więcej nie będę go na siłę uszczęśliwiała i niech robi co chce. W końcu ta część okna to jego dom, a umyję je wtedy, jak się ostatecznie wyprowadzi.Przyszedł czas wakacyjnych wyjazdów… a tu pająk miał sjestę, we framudze odpoczywał no i okna nie można było zamknąć, by mu krzywdy nie zrobić. Przykazałam, by zamknąć je dopiero wtedy, gdy pająk wyjdzie na łowy. Ale pamięć u człowieka zawodną jest i w rwetesie przygotowań do wyjazdu, pająk został uwięziony zamkniętym oknem. Miał przesiedzieć we framudze blisko dwa tygodnie… to już po nim… pomyślałam… umrze z głodu.I jakie było moje zdziwienie gdy wróciliśmy, a w kuchni pomiędzy zlewem, ścianą, a wiszącą szafką pojawiła się pajęczyna o metrowej średnicy – gigantyczna, a kto na niej?… wiadomo… i jak urósł Widać dobrze mu się wiodło na domowych włościach pod naszą nieobecność. Jakimś cudem wydostał się z okna i przeniósł do kuchni.Lecz pojawił się kłopot, bo kwiaty pić chciały, a tu zlew pajęczyną zablokowany.Byłam zmuszona ponownie zniszczyć domek pająka, a jego samego na łyżeczce wyprosić za okno.I chyba wtedy bardzo się obraził… tak na dobre. Już nie zbudował kolejnej pajęczyny. Siedział jeszcze kilka dni w swoim zakątku framugi, a później zniknął bez wieści. Smutno mi się zrobiło, bo gdybym ciągle mu pajęczyny nie psuła (a wędrował z nią po każdym kuchennym oknie), moze pomieszkałby z nami dłuzej… Ciekawym było z rana obserwować co tam u niego słychać, jakie okazy przechwycił i w czym gustuje – zdecydowanie lubił duże muchy, a owocówki zostawiał sobie na deser.Ale przyszedł taki dzień, że jeszcze raz go spotkałam… ostatni raz. W końcu musiałam umyć okno zaniedbane przez kilka miesięcy… i tam go znalazłam… na dolnej framudze, ochronionego przed deszczem i wiatrem zamkniętym skrzydłem okna. Leżał martwy, zasuszony i lekki jak piórko… oddałam go wiatru, który niósł już w zapachu jesienne powietrze….takie koleje natury, jedni przychodzą…drudzy odchodzą, a Ziemia dalej „toczy swój garb uroczy”…myślę, że na wiosnę przyjdą kolejne pająki – czekam na nie.A teraz zmykam do pracy, bo czasu mało i do rana nie zdążę zrobić tego, co powinnam.Słodkich Snów Kochani… albo raczej Dzień Dobry i miłego dnia
I co Ty byś bez kota zrobiła Carrmelito Już nie raz z nami tu przesiadywał i wenę Twoją pięknie rozbudzał, zadomowił się TUTAJ z nami troszeczkę… gdybym ja miała takiego z siedmiomilowymi wibrysami…I tak sobie myślę, że mamy tu na blogu kilka zwierzaków… jest jeszcze kot i złota rybka ~J, psiak Jolki, pszczółki, pająki, jelenie i sarny…. nie przypomnę sobie wszystkich…wesoło Tu z Nimi
No tak, wszyscy już poszli spać, a mnie dopiero teraz przeglądarki „wpóściły” do pejzaży… ech, ale mają rację. Przez to przesiadywanie w internetowych górach TU i ówdzie mam spore „kłopoty” i nóż na gardle… dlatego dzisiaj nic mi się nie przyśni …a chciałam jeszcze coś o snach dopowiedzieć.Dzisiaj rozmawiałam z kolegą, który wybrał sie w bardzo egzotyczną, z perspektywy Polski, podróż. Pojechał sam, na trzy miesiące do Peru, zbierać materiały do pracy dyplomowej… dla mnie to istne szaleństwo Zazdroszczę mu tej odwagi i nieskrępowanej przyziemnymi błahostkami ciekawości świata.Pytałam, jak sobie poradził z językiem i czy uczył się jakiegoś peruwiańskiego dialektu.On mi powtórzył zasłyszane gdzieś słowa, że sama nauka nie wystarczy… trzeba śnić w danym języku, dopiero wtedy naprawdę się go zrozumie… mówił, że choć uczył się dialektu tam śnił tylko „po polsku”.A wyobrażacie sobie mieć peruwiańskie sny?Ciekawe w jakich byłyby kolorach… może w czerwieniach?Dobrej Nocki Wszystkim
Wiesz Ameli, gdy teraz pisałam swój fragment piosenki, uświadomiłam sobie, że ktoś wcześniej ten wiersz cytował na blogu, ale jako wiersz – ja znam wersję muzyczną, przerobioną. A to byłaś przecież Ty !! Ale ze mnie gapa ! ;-D A jak Ci się widzi wierszyk pod ‘Pocztówką stad’. Właśnie go skleciłam dla Czado przy pomocy kota …
No to idę już sobie „tych marzeń na jutro namarzyć” (piękne …)Niech mi się przyśnią norweskie i afrykańskie wodospady …i pięć stawów (krajowych)…Dobranoc Carrmelito…już czas na sen…
…Andrzej Poniedzielski …i jest jeszcze fragment, który z uśmiechem sobie przypominam i który bardzo mi się podoba:”Tamtą kartkę z wczorajszej nocyTrzeba zmiąć i położyć w koszuI od nowa na nowej kartcePisać nowy, niemiłosny list do losuAlbo donos napisać na życieBo należy mu się swoją drogąI podpisać zgryźliwie ‘życzliwy’Tylko gdzie to wysłać,do kogo? Takie łóżko, a taka dobra rzeczTo był świetny pomysł z tym łóżkiemJak ktoś chce sobie życie poprawićTo wystarczy poprawić poduszkę.”…i tak pomyślałm, że powinnam sprawić sobie nową poduszkę, by mieć co przed snem poprawaić… może pomoże? Kto wie…
A ja dodam swoje trzy gwiazdki śniegowe:’Chyba już można iść spać, ta-dam ta-dam.Chyba już nic się nie zdarzy.Chyba już można się położyć.Marzeń na jutro trzeba namarzyć.Takie łóżko, a taka dobra rzecz.To był dobry pomysł z tym łóżkiem…Jeśli poprawić życie sobie chcesz,Wystarczy tylko poprawić poduszkę …’( autora nie znam ;-? )
Dobranoc,dobranoc uliczkopuchową otulona kołderkąDobranoc i niech sny już zimowe Ci się przyśniąże zawsze tu cicho,spokojnie,bezpiecznieże wróble tu syte, i pieski wiodą życie nie-pieskie…………………………………………Dobranoc,uliczko kochana już czas na sen…(to tak parafrazując Starszych Panów)
Niekiedy staram się wczuć w role fotografującego i zastanawia mnie wtedy, co powodowało zrobienie takich, czy innych zdjęć. Tym razem pomyślałam, że pewnie nie mogłeś już wysiedzieć w ciepłym domku, kiedy za oknem tyle snieżnej radości. Do rana za długo było czekać, i tak byś pewnie nie zasnął myśląc, że On… biały, tam za oknem na Ciebie czeka, a Ty śpisz. Więc pośpieszyłeś na spotkanie, mimo wieczornej pory. Nie wyszedłeś mu na przeciw – jak to zwykle bywało – w otwartym plenerze, ale tu… blisko. By zdążyć zanim zostanie podeptany, pobrudzony,… by zdążyć zabrać go ze sobą zanim coś złego się z nim stanie. Jutro może byłoby za późno. Tylko nie pomyśl, że się czepiam, ja tak w podziwie dla Twojego zapału i zaangażowania… wiem, że robisz zdjęcia i dla siebie, bo przynosi to Tobie wiele uciechy, ale też wiesz jak nas szczerze uradować.Musze powiedzieć, że zdjęcia te są bardzo „odważne” w porównaniu z innymi – zdradzającymi ludzką obecność. Zwykle były to odległe, miniaturowe domostwa lub światełka w oknach, mówiące o domowym ognisku… tym razem Wilk zszedł niżej i odważył się zaufać. I choć obrazy pokazuja bardzo konkretne domki, to dzięki monochromatyzmowi zyskały one głębszy wymiar – uwolniły się od dokumentacji miejsca. W barwnym obrazie konkretne kolory konkretnych obiektów może nazbyt mocno identyfikowałyby miejsce. Gdy brak kolorów skupiamy sią bardziej na świetle i cieniu – to one tym razem opowiadają nam historię… budują kształty i faktury. A że światło jest sztuczne, tworzy się w obrazie magiczna sceneria – niczym w teatrze… niby prawdziwa, bo znajoma, ale inna, jakby czarami zaklęta. Aś wspomniała powyżej, że to jak miasteczko z bajki. Pod wpływem jej opowiadania i Twoich zdjęć Czado, dzisiaj Andersen opowie mi bajkę do snu… zimową
„Kołysanka z Ogrodowej”, by Ulicy dobrze się spało…Śpisz tak cichomoja małajakbyś tylko w senwmyślać się chciała Dlategoprzy tobienawet księżycowichodzi po głowieże zbyt głośnowędrujepo Ogrodowej Śpisz tak spokojniemoja miłaże wiatr za szybągwiżdże z podziwuOn jest dzisiajprzybyszemktóremu sercenie mieści się w rynnieale i takw twój sennie wpłynie Śpisz tak mocnomoja drogaże stary niedźwiedźprzy tobie zaledwiedrzemiew swej gawrzeŚpisz tak piękniemoja zmęczonajakbyś pierwszy razw życiu spałaśpiewane przez SDM
Cudowne miejsca mają w sobie tęsknotę, którą nas zarażają, a potem my tajemniczo ‘chorujemy’ … ale do tego trzeba być podatnym na takiego ‘wirusa’. Nostalgia jest nie dla wszystkich … a może jednak ? Chyba raczej nie… Coś nie wychodzi mi dziś ten życiowy optymizm …
…krystaliczny wieczór, drewniana chatka przy drodze, teatralne światło latarni i mroźne powietrze…Zadziwiające… albo też nie, że dzisiejsza Ulica i we mnie obudziła wspomnienie „księżycowej chaty”.Przecież to inna pora roku, nie ta chata, nie widać księżyca, a mimo to wyczuwam tajemnicze podobieństwo… nastroju? obrazów na blogu i tego w mojej pamięci….transcendentny spokój, jakby zawieszony w czasie.Magia miejsca ?… czy tęsknota płata figle i wszystko nazbyt interpretuje… już sama nie wiem.
………..satynowa podróż w czasie blasku księżycowych świec…księżycowe dzieci palą ogień, iskry sypią się na ręce….a wieczorem oczy nam się śmieją (+35?)…black & white …lub w kolorze sepii czeszę włosy…myślę albo zaczarowana jestem światłem księżycowej uliczki…. może sen przyjdzie…..może spacer z księżycem ukoi myśli ogniem niepokorne…satynowa podróż w czasie….
Natura zatacza wielkie koło. Wszystko toczy się utartym szlakiem i jest tak samo, ale nie ‘to samo’. Spójrzcie na zdjęcie sprzed roku z datą 17.11.2006. pt. ‘Kochającym ziemię’. Ileż tam gorących barw i skojarzeń, od łowickich pasiaków po torty z powidłami. Natura poddańczo oddaje tam hołd Jesieni i mówi: ‘Tak, Domina !’
Nie mogę się napatrzeć… jak miasteczko z bajki, senne i ciche… jak z bajki bożonarodzeniowej (bajki bożonarodzeniowe są piękne)… już za miesiąc będa choinki z kolorowymi lampkami… i te w ogródkach tez będą przykryte takim puchem… a światło lampek będzie się rpzedzierać jak świało tych latarni miasteczkowyc…Po prostu nie moge się napatrzeć dzekuję!
Czadowe nietoperze na pewno śnią o tłustych ćmach w wilgotną, ciepłą, szeleszczącą na wietrze noc. Przed oczami stają mi jak wryci bukowi książęta w purpurze i cały leśny dwór, od borówki aż po modrzew, plotkuje o ich elegancji i szyku. Dziś zapewne trwają odważnie, odarte ze splendoru szat na białych, cichych zboczach dolin. Rosną w siłę i czekają na atak śnieżycy. Ja czekam wraz z nimi … i kręcimy się tak razem na karuzeli czasu od przebiśniegu do chryzantemy, od żywicznych pąków po lodowe sople. Przewracam karty w albumie i otwieram na czystej stronie, na którą spadł dzisiejszy śnieg z Waldkowej ‘Ulicy’. U Waldka wszystko tak szybko po sobie następuje … Zima depcze już po piętach jesieni, a u mnie oczekiwanie, zawieszenie. Szarości, opary melancholii i refleksji nad filiżanką indyjskiej czarnej. Warszawa jest cicha i wyludniona, jakby wczorajszy wiatr zagnał wszystkich do mysich dziur. Siedzimy w nich z książkami, albumami, wspominkami z wakacji …i robimy zapasy na zimę ze słów…( jak mówił J. Harasymowicz )
Jesienne, złote sny śpią pod zimową kołderką. W nich dymi imbryczek z herbatą Assam i pachną migdałowe ciasteczka, a owoce dzikiej róży puszczają oko z leśnego krzaka. A tu biały kożuszek ogrzewa psie budy, szpiczaste dachy i ludzkie, zmarznięte serca. Śniegowe koronki siedzą na bramach i siatkach, zawisły na linii wysokiego napięcia i snują się dalej, hen do księżyca … Kłębek białej włóczki poturlał się w dół po drodze do Rymanowa i przepadł… Pani Zima robi sweter na drutach dla Kaja. Oj, Gerda będzie zazdrosna !
Prowadź mnie ulico, prowadźże za rękę.Wszystko mnie zachwyca w twym zimowym pięknie …Spokoju alejo, gwiazdy ci się śmiejąI dla ciebie szepcze wiatr, i dla ciebie milczy …To chyba ulica Zdrojowa a przynajmniej ją przypomina ? Biała, wieczorna cisza i płoną tylko świece latarni. Rymanów szykuje się do snu … a w dalszej perspektywie stoi Twój jasny dom, Waldku, a może tylko zawodna pamięć płata mi figla ? Pamięć, która przywołuje majową noc z przymrozkiem, kiedy z Ameli podziwiałyśmy starą chałupę przy Zdrojowej, nad którą zawisł księżyc w pełni. Uparcie, gorączkowo, zmarzniętymi dłońmi Ameli próbowała utrwalić na zdjęciach niesamowitość tej chwili. Aż dziw bierze, że się udało, bo jak można uchwycić dowód na niesamowitość ? Wtedy jeszcze nie byłyśmy tego pewne. Zdawało mi się w poświacie Pana Pyzatego, że obie ulegamy jakiejś halucynacji i zdjęcia nas otrzeźwią, ale jednak coś w nich do dziś mnie hipnotyzuje, jak w Twojej, Czado ‘Ulicy’.
…ulica księżycowego światła….perłowa chwila satynowych szarości ….a w głowie ciągle migawki myśli o ważnych sprawach kilkunastu nietoperzy….blade pojęcia nieboskłonów nad rudymi dywanami jesiennych pejzaży…tajemnicze przestrzenie chmurnych mgieł wokół mojej ciekawskiej duszy, liście pamięci nawlekane przeze mnie wciąż od nowa na nitki wspomnień o złotych chwilach ,które powracają w myślach o kształtach niecierpliwie pożądanych …magiczne miejsca , do których w sobie chcę powracać ponad dolinami ….poprzez mgły i chmurność Twoich spojrzeń intrygujących mnie zawsze….światłem i cieniem mijających chwil….
~ameli
2 Grudzień 2007 23:04
Mam nadzieję, że moje słowa „tym razem Wilk zszedł niżej …” nie zostały źle zrozumiane – to niefortunny skrót myślowy. Ja chciałam tylko powiedzieć, że Wilk do tej pory chodził po górach i stamtąd podpatrywał siedziby ludzkie, a teraz odważył się zaufać i zszedł niżej, bliżej ludzi – zszedł z gór. Jego „prywatny zachwyt” nadal czaruje tajemnicą, bajkowością, pięknym spojrzeniem, nawet jeśli „nie jest łatwo…. wystawiać (go) światu” … Myślę, że nie tylko mi ten „zachwyt” bardzo się udzielił i smutno, gdy nie można Tu spojrzeć.. choć na kilka chwil, by złapać oddech i uspokoić szalejące tęsknoty – niepoprawne nadzieje… którym tym razem nie wyszło.
~J
28 Listopad 2007 14:03
…szczęściara ;o))….
~karolina
25 Listopad 2007 14:35
ciekawe zdjęcia na pierwszym jest dom mojej babci ul. zdrojowa 8
~Julia
22 Listopad 2007 14:05
Piekna uliczka i dom, pelen swiatla. Dawno takiego obrazka nie widzialam. Zima jednak ma swoj urok. Pozdrawiam!
~Carrmelita
20 Listopad 2007 20:13
Pewnie z początku w suchych, gorących kolorach a potem w lodowatych bielach i błękitach. Im wyżej w Andy tym zimniej. Podobno tam śnieg zalega bardzo wysoko na maksymalnych stromiznach i tylko nieznacznie zsuwa się w dół, co np. w Alpach jest niemożliwe.
~ameli
20 Listopad 2007 18:47
ojej „wpóściły” – co za wstyd, to pewnie z przejęcia, że dostęp do pejzaży miałam zamknięty
~Carrmelita
20 Listopad 2007 17:52
Dziękuję za opowieść z pajęczej krainy. Była zabawna ( choć nie do końca ) i z morałem. Cóż, moje dwa krzyżaki w piwnicznym zlewie w pracy, mają się dobrze ale uniemożliwiają swobodne mycie kubków i szklanek. Za każdym razem wypełzają na brzeg zlewu. Kiedyś, jak było ciepło wynosiłam je na patyku do ogrodu ale teraz bym je tym uśmierciła. Zamarzły by na kość, więc tak sobie koegzystujemy a ja patrzę jak powoli, stopniowo zmniejsza się moja arachnofobia, ale nie do końca … Do ręki bym takiego tłuściocha nie wzięła ! Co to, to nie ! ;-[
~ameli
20 Listopad 2007 02:48
O właśnie! pająki… pamiętacie Myśliwego z kuchennego okna, o którym pisałam pod zdjęciem „Jak dziecko…” z 26.V.07 – wyprowadził się…, tzn… historia jest bardziej zawiła.Pozwolę sobie ją Wam opowiedzieć na Dobranoc…Otóż… bardzo żeśmy z pająkiem się zaprzyjaźnili, tzn. ja z nim, ale nie wiem jak on ze mną. Miał taki stały rytuał tygodnia. Jak mu mucha w sieć wpadła, wtedy około jednego dnia konsumował ją, później na kilka dni szedł spać w zagłębieniu framugi okna, a po około dwóch dniach odpoczynku szybciutko, zwykle o zachodzie słońca odbudowywał pajęczynę i czatował na kolejny ‘posiłek’, jakim go natura obdaruje.No i raz się zdarzyło, że chciałam dorzucić się mu z zasuszoną, parapetową muchą, by sobie podjadł więcej… a niech ma coś od życia. Ale popełniłam błąd – mogłam się mu w talerz nie wtrącać. Zajęty zawijaniem swojej muchy w pajęczynę, słabo się jej trzymał, a ja tak niezręcznie swoją muchę mu podałam na sieć, że nieborak zaskoczony – spadł z niej. No i panika straszna … Przecież upadku z drugiego piętra nie przeżyje, co ja najlepszego narobiłam! Zaraz otworzyłam drugie okno, w strachu poszukując go przejętym wzrokiem, a on?… nieborak na pajeczej nitce zawisł pomiędzy piętrami… odetchnęłam z ulgą. Zaczęła się akcja ratunkowa pająka – lecz jak tu ją przeprowadzić bez specjalistycznego sprzętu w postaci cienkiego długiego patyka? Ale dzielny pająk zachował zimną krew i zaczał wypuczac na wiatr długie jedwabne niteczki. Chwaciłam je dłonią i zaczepiłam o parapet, a po chwili on wspiął się po nich W tym momencie za swoimi placami usłyszałam zdziwione – „Co Ty znowu wyprawiasz?”- Ratuje pająka… udało się… ocalał bez szkód na ciele.Odwróciłam się… i w oczach Ukochanego zobaczyłam wykrzykniki i pytajniki, a po chwili głuchej ciszy, z Jego ust „wystękało się” pełne zrozumienia „Acha…”Pająk nie od razu wrócił na pajęczynę, kilka dni mieszkał pod blachą parapetu, ale w końcu mi wybaczył, przezwyciężył obawy i wrócił w stare kąt, a dokładnie w prawy górny narożnik środkowego kuchennego okna.Ale to nie koniec przygód z pająkiem w roli głownej.Obiecałam sobie, że już więcej nie będę go na siłę uszczęśliwiała i niech robi co chce. W końcu ta część okna to jego dom, a umyję je wtedy, jak się ostatecznie wyprowadzi.Przyszedł czas wakacyjnych wyjazdów… a tu pająk miał sjestę, we framudze odpoczywał no i okna nie można było zamknąć, by mu krzywdy nie zrobić. Przykazałam, by zamknąć je dopiero wtedy, gdy pająk wyjdzie na łowy. Ale pamięć u człowieka zawodną jest i w rwetesie przygotowań do wyjazdu, pająk został uwięziony zamkniętym oknem. Miał przesiedzieć we framudze blisko dwa tygodnie… to już po nim… pomyślałam… umrze z głodu.I jakie było moje zdziwienie gdy wróciliśmy, a w kuchni pomiędzy zlewem, ścianą, a wiszącą szafką pojawiła się pajęczyna o metrowej średnicy – gigantyczna, a kto na niej?… wiadomo… i jak urósł Widać dobrze mu się wiodło na domowych włościach pod naszą nieobecność. Jakimś cudem wydostał się z okna i przeniósł do kuchni.Lecz pojawił się kłopot, bo kwiaty pić chciały, a tu zlew pajęczyną zablokowany.Byłam zmuszona ponownie zniszczyć domek pająka, a jego samego na łyżeczce wyprosić za okno.I chyba wtedy bardzo się obraził… tak na dobre. Już nie zbudował kolejnej pajęczyny. Siedział jeszcze kilka dni w swoim zakątku framugi, a później zniknął bez wieści. Smutno mi się zrobiło, bo gdybym ciągle mu pajęczyny nie psuła (a wędrował z nią po każdym kuchennym oknie), moze pomieszkałby z nami dłuzej… Ciekawym było z rana obserwować co tam u niego słychać, jakie okazy przechwycił i w czym gustuje – zdecydowanie lubił duże muchy, a owocówki zostawiał sobie na deser.Ale przyszedł taki dzień, że jeszcze raz go spotkałam… ostatni raz. W końcu musiałam umyć okno zaniedbane przez kilka miesięcy… i tam go znalazłam… na dolnej framudze, ochronionego przed deszczem i wiatrem zamkniętym skrzydłem okna. Leżał martwy, zasuszony i lekki jak piórko… oddałam go wiatru, który niósł już w zapachu jesienne powietrze….takie koleje natury, jedni przychodzą…drudzy odchodzą, a Ziemia dalej „toczy swój garb uroczy”…myślę, że na wiosnę przyjdą kolejne pająki – czekam na nie.A teraz zmykam do pracy, bo czasu mało i do rana nie zdążę zrobić tego, co powinnam.Słodkich Snów Kochani… albo raczej Dzień Dobry i miłego dnia
~ameli
20 Listopad 2007 02:44
I co Ty byś bez kota zrobiła Carrmelito Już nie raz z nami tu przesiadywał i wenę Twoją pięknie rozbudzał, zadomowił się TUTAJ z nami troszeczkę… gdybym ja miała takiego z siedmiomilowymi wibrysami…I tak sobie myślę, że mamy tu na blogu kilka zwierzaków… jest jeszcze kot i złota rybka ~J, psiak Jolki, pszczółki, pająki, jelenie i sarny…. nie przypomnę sobie wszystkich…wesoło Tu z Nimi
~ameli
20 Listopad 2007 01:30
No tak, wszyscy już poszli spać, a mnie dopiero teraz przeglądarki „wpóściły” do pejzaży… ech, ale mają rację. Przez to przesiadywanie w internetowych górach TU i ówdzie mam spore „kłopoty” i nóż na gardle… dlatego dzisiaj nic mi się nie przyśni …a chciałam jeszcze coś o snach dopowiedzieć.Dzisiaj rozmawiałam z kolegą, który wybrał sie w bardzo egzotyczną, z perspektywy Polski, podróż. Pojechał sam, na trzy miesiące do Peru, zbierać materiały do pracy dyplomowej… dla mnie to istne szaleństwo Zazdroszczę mu tej odwagi i nieskrępowanej przyziemnymi błahostkami ciekawości świata.Pytałam, jak sobie poradził z językiem i czy uczył się jakiegoś peruwiańskiego dialektu.On mi powtórzył zasłyszane gdzieś słowa, że sama nauka nie wystarczy… trzeba śnić w danym języku, dopiero wtedy naprawdę się go zrozumie… mówił, że choć uczył się dialektu tam śnił tylko „po polsku”.A wyobrażacie sobie mieć peruwiańskie sny?Ciekawe w jakich byłyby kolorach… może w czerwieniach?Dobrej Nocki Wszystkim
~Carrmelita
19 Listopad 2007 23:55
Dobranoc, już czas, za las, za las ….
~Carrmelita
19 Listopad 2007 23:53
Wiesz Ameli, gdy teraz pisałam swój fragment piosenki, uświadomiłam sobie, że ktoś wcześniej ten wiersz cytował na blogu, ale jako wiersz – ja znam wersję muzyczną, przerobioną. A to byłaś przecież Ty !! Ale ze mnie gapa ! ;-D A jak Ci się widzi wierszyk pod ‘Pocztówką stad’. Właśnie go skleciłam dla Czado przy pomocy kota …
~Jolka
19 Listopad 2007 22:59
No to idę już sobie „tych marzeń na jutro namarzyć” (piękne …)Niech mi się przyśnią norweskie i afrykańskie wodospady …i pięć stawów (krajowych)…Dobranoc Carrmelito…już czas na sen…
~ameli
19 Listopad 2007 22:35
…Andrzej Poniedzielski …i jest jeszcze fragment, który z uśmiechem sobie przypominam i który bardzo mi się podoba:”Tamtą kartkę z wczorajszej nocyTrzeba zmiąć i położyć w koszuI od nowa na nowej kartcePisać nowy, niemiłosny list do losuAlbo donos napisać na życieBo należy mu się swoją drogąI podpisać zgryźliwie ‘życzliwy’Tylko gdzie to wysłać,do kogo? Takie łóżko, a taka dobra rzeczTo był świetny pomysł z tym łóżkiemJak ktoś chce sobie życie poprawićTo wystarczy poprawić poduszkę.”…i tak pomyślałm, że powinnam sprawić sobie nową poduszkę, by mieć co przed snem poprawaić… może pomoże? Kto wie…
~Carrmelita
19 Listopad 2007 21:52
A ja dodam swoje trzy gwiazdki śniegowe:’Chyba już można iść spać, ta-dam ta-dam.Chyba już nic się nie zdarzy.Chyba już można się położyć.Marzeń na jutro trzeba namarzyć.Takie łóżko, a taka dobra rzecz.To był dobry pomysł z tym łóżkiem…Jeśli poprawić życie sobie chcesz,Wystarczy tylko poprawić poduszkę …’( autora nie znam ;-? )
~Jolka
19 Listopad 2007 20:22
Dobranoc,dobranoc uliczkopuchową otulona kołderkąDobranoc i niech sny już zimowe Ci się przyśniąże zawsze tu cicho,spokojnie,bezpiecznieże wróble tu syte, i pieski wiodą życie nie-pieskie…………………………………………Dobranoc,uliczko kochana już czas na sen…(to tak parafrazując Starszych Panów)
~kasia
18 Listopad 2007 11:08
I znów mnie zachwyciłeś…
~ameli
18 Listopad 2007 04:28
Niekiedy staram się wczuć w role fotografującego i zastanawia mnie wtedy, co powodowało zrobienie takich, czy innych zdjęć. Tym razem pomyślałam, że pewnie nie mogłeś już wysiedzieć w ciepłym domku, kiedy za oknem tyle snieżnej radości. Do rana za długo było czekać, i tak byś pewnie nie zasnął myśląc, że On… biały, tam za oknem na Ciebie czeka, a Ty śpisz. Więc pośpieszyłeś na spotkanie, mimo wieczornej pory. Nie wyszedłeś mu na przeciw – jak to zwykle bywało – w otwartym plenerze, ale tu… blisko. By zdążyć zanim zostanie podeptany, pobrudzony,… by zdążyć zabrać go ze sobą zanim coś złego się z nim stanie. Jutro może byłoby za późno. Tylko nie pomyśl, że się czepiam, ja tak w podziwie dla Twojego zapału i zaangażowania… wiem, że robisz zdjęcia i dla siebie, bo przynosi to Tobie wiele uciechy, ale też wiesz jak nas szczerze uradować.Musze powiedzieć, że zdjęcia te są bardzo „odważne” w porównaniu z innymi – zdradzającymi ludzką obecność. Zwykle były to odległe, miniaturowe domostwa lub światełka w oknach, mówiące o domowym ognisku… tym razem Wilk zszedł niżej i odważył się zaufać. I choć obrazy pokazuja bardzo konkretne domki, to dzięki monochromatyzmowi zyskały one głębszy wymiar – uwolniły się od dokumentacji miejsca. W barwnym obrazie konkretne kolory konkretnych obiektów może nazbyt mocno identyfikowałyby miejsce. Gdy brak kolorów skupiamy sią bardziej na świetle i cieniu – to one tym razem opowiadają nam historię… budują kształty i faktury. A że światło jest sztuczne, tworzy się w obrazie magiczna sceneria – niczym w teatrze… niby prawdziwa, bo znajoma, ale inna, jakby czarami zaklęta. Aś wspomniała powyżej, że to jak miasteczko z bajki. Pod wpływem jej opowiadania i Twoich zdjęć Czado, dzisiaj Andersen opowie mi bajkę do snu… zimową
~ameli
18 Listopad 2007 02:43
„Kołysanka z Ogrodowej”, by Ulicy dobrze się spało…Śpisz tak cichomoja małajakbyś tylko w senwmyślać się chciała Dlategoprzy tobienawet księżycowichodzi po głowieże zbyt głośnowędrujepo Ogrodowej Śpisz tak spokojniemoja miłaże wiatr za szybągwiżdże z podziwuOn jest dzisiajprzybyszemktóremu sercenie mieści się w rynnieale i takw twój sennie wpłynie Śpisz tak mocnomoja drogaże stary niedźwiedźprzy tobie zaledwiedrzemiew swej gawrzeŚpisz tak piękniemoja zmęczonajakbyś pierwszy razw życiu spałaśpiewane przez SDM
~Carrmelita
18 Listopad 2007 01:40
Cudowne miejsca mają w sobie tęsknotę, którą nas zarażają, a potem my tajemniczo ‘chorujemy’ … ale do tego trzeba być podatnym na takiego ‘wirusa’. Nostalgia jest nie dla wszystkich … a może jednak ? Chyba raczej nie… Coś nie wychodzi mi dziś ten życiowy optymizm …
~ameli
18 Listopad 2007 01:26
…krystaliczny wieczór, drewniana chatka przy drodze, teatralne światło latarni i mroźne powietrze…Zadziwiające… albo też nie, że dzisiejsza Ulica i we mnie obudziła wspomnienie „księżycowej chaty”.Przecież to inna pora roku, nie ta chata, nie widać księżyca, a mimo to wyczuwam tajemnicze podobieństwo… nastroju? obrazów na blogu i tego w mojej pamięci….transcendentny spokój, jakby zawieszony w czasie.Magia miejsca ?… czy tęsknota płata figle i wszystko nazbyt interpretuje… już sama nie wiem.
~J
17 Listopad 2007 23:38
………..satynowa podróż w czasie blasku księżycowych świec…księżycowe dzieci palą ogień, iskry sypią się na ręce….a wieczorem oczy nam się śmieją (+35?)…black & white …lub w kolorze sepii czeszę włosy…myślę albo zaczarowana jestem światłem księżycowej uliczki…. może sen przyjdzie…..może spacer z księżycem ukoi myśli ogniem niepokorne…satynowa podróż w czasie….
~Carrmelita
17 Listopad 2007 22:36
Natura zatacza wielkie koło. Wszystko toczy się utartym szlakiem i jest tak samo, ale nie ‘to samo’. Spójrzcie na zdjęcie sprzed roku z datą 17.11.2006. pt. ‘Kochającym ziemię’. Ileż tam gorących barw i skojarzeń, od łowickich pasiaków po torty z powidłami. Natura poddańczo oddaje tam hołd Jesieni i mówi: ‘Tak, Domina !’
~Aś
17 Listopad 2007 22:26
Nie mogę się napatrzeć… jak miasteczko z bajki, senne i ciche… jak z bajki bożonarodzeniowej (bajki bożonarodzeniowe są piękne)… już za miesiąc będa choinki z kolorowymi lampkami… i te w ogródkach tez będą przykryte takim puchem… a światło lampek będzie się rpzedzierać jak świało tych latarni miasteczkowyc…Po prostu nie moge się napatrzeć dzekuję!
~Carrmelita
17 Listopad 2007 18:27
Czadowe nietoperze na pewno śnią o tłustych ćmach w wilgotną, ciepłą, szeleszczącą na wietrze noc. Przed oczami stają mi jak wryci bukowi książęta w purpurze i cały leśny dwór, od borówki aż po modrzew, plotkuje o ich elegancji i szyku. Dziś zapewne trwają odważnie, odarte ze splendoru szat na białych, cichych zboczach dolin. Rosną w siłę i czekają na atak śnieżycy. Ja czekam wraz z nimi … i kręcimy się tak razem na karuzeli czasu od przebiśniegu do chryzantemy, od żywicznych pąków po lodowe sople. Przewracam karty w albumie i otwieram na czystej stronie, na którą spadł dzisiejszy śnieg z Waldkowej ‘Ulicy’. U Waldka wszystko tak szybko po sobie następuje … Zima depcze już po piętach jesieni, a u mnie oczekiwanie, zawieszenie. Szarości, opary melancholii i refleksji nad filiżanką indyjskiej czarnej. Warszawa jest cicha i wyludniona, jakby wczorajszy wiatr zagnał wszystkich do mysich dziur. Siedzimy w nich z książkami, albumami, wspominkami z wakacji …i robimy zapasy na zimę ze słów…( jak mówił J. Harasymowicz )
~Carrmelita
17 Listopad 2007 17:13
Jesienne, złote sny śpią pod zimową kołderką. W nich dymi imbryczek z herbatą Assam i pachną migdałowe ciasteczka, a owoce dzikiej róży puszczają oko z leśnego krzaka. A tu biały kożuszek ogrzewa psie budy, szpiczaste dachy i ludzkie, zmarznięte serca. Śniegowe koronki siedzą na bramach i siatkach, zawisły na linii wysokiego napięcia i snują się dalej, hen do księżyca … Kłębek białej włóczki poturlał się w dół po drodze do Rymanowa i przepadł… Pani Zima robi sweter na drutach dla Kaja. Oj, Gerda będzie zazdrosna !
~Carrmelita
17 Listopad 2007 16:42
Prowadź mnie ulico, prowadźże za rękę.Wszystko mnie zachwyca w twym zimowym pięknie …Spokoju alejo, gwiazdy ci się śmiejąI dla ciebie szepcze wiatr, i dla ciebie milczy …To chyba ulica Zdrojowa a przynajmniej ją przypomina ? Biała, wieczorna cisza i płoną tylko świece latarni. Rymanów szykuje się do snu … a w dalszej perspektywie stoi Twój jasny dom, Waldku, a może tylko zawodna pamięć płata mi figla ? Pamięć, która przywołuje majową noc z przymrozkiem, kiedy z Ameli podziwiałyśmy starą chałupę przy Zdrojowej, nad którą zawisł księżyc w pełni. Uparcie, gorączkowo, zmarzniętymi dłońmi Ameli próbowała utrwalić na zdjęciach niesamowitość tej chwili. Aż dziw bierze, że się udało, bo jak można uchwycić dowód na niesamowitość ? Wtedy jeszcze nie byłyśmy tego pewne. Zdawało mi się w poświacie Pana Pyzatego, że obie ulegamy jakiejś halucynacji i zdjęcia nas otrzeźwią, ale jednak coś w nich do dziś mnie hipnotyzuje, jak w Twojej, Czado ‘Ulicy’.
~Agnieszka
17 Listopad 2007 15:24
Obrazek ten promieniuje spokojem, aż chce się zamknąć za sobą drzwi takiego właśnie zaśnieżonego domku i pogrążyć w zimowym śnie.pozdrawiam ciepło
~Fote-x
17 Listopad 2007 14:28
Mmm ile śniegu http://fote-x.blog.onet.pl
~J
17 Listopad 2007 13:58
…ulica księżycowego światła….perłowa chwila satynowych szarości ….a w głowie ciągle migawki myśli o ważnych sprawach kilkunastu nietoperzy….blade pojęcia nieboskłonów nad rudymi dywanami jesiennych pejzaży…tajemnicze przestrzenie chmurnych mgieł wokół mojej ciekawskiej duszy, liście pamięci nawlekane przeze mnie wciąż od nowa na nitki wspomnień o złotych chwilach ,które powracają w myślach o kształtach niecierpliwie pożądanych …magiczne miejsca , do których w sobie chcę powracać ponad dolinami ….poprzez mgły i chmurność Twoich spojrzeń intrygujących mnie zawsze….światłem i cieniem mijających chwil….