Dzisiaj wieczorem popełniłem coś dla mnie wyjątkowego. Wyprawa-spacer – jak kto woli – 6 godz. w pięknym śniegu, bez obiektywu. Aparaty, bez protestu zostały w domu. Jak zawsze w takich wypadkach Przyroda wdzięczyła się tak, że „łeb urywa”.
ORION na południowozachodniej części nieba zadawał się opierać swoją tarczę o wzgórze, a mnie wystarczyło sięgnąć ręką by go dotknąć. Gdybym miał aparat i statyw…
~czado
22 Marzec 2005 21:57
Tam były tylko jedno-masztowce, inny akwen, pogoda i światło…
~.ja
22 Marzec 2005 09:03
to już chyba gdzieś było… w śniegach?