…przez chwilę odpoczną między pagórkami…smoki o ciemnych rosochatych grzbietach uwolnione przez moje spojrzenia, pierwszy tuż za pierwszym planem….niewielki, prawie widzę jak się za nim skulił …drugi znacznie okazalszy ,za większym jasnym pagórem, tylko grzbietem wystaje poza jego obrys…trzeci pewnie ciągle we mnie drzemie …albo bywa chwilowo gdzieś indziej?
Przez chwilę mi się zdawało, że to nie światło słoneczne zabarwia białe pagórki, a ziemia, ruda i soczysta wyłazi spod śniegu na łysinach pól … To wrażenie spotęgowane było jeszcze bardziej przez ciemne, gęste, napęczniałe niebo, zawieszone jak topór, nad naszą głową. Niebo, co spadnie błyskawicą …, tylko kiedy ?
Pięknie jest zdążyć na taką chwilę z aparatem. Jak wiele ich ucieka…często jeszcze piękniejszych. Zostają w pamięci, w sercach, do nich wraca się kiedy zamknie się oczy. To prawda, że nie są wtedy w swojej pełni, nie wszystko pamiętamy, jakiś ten obraz często jak przez mgłę, urywkami, wrażeniami… A jednak właśnie jest w nim coś jeszcze, co bardzo trudno włożyć w zdjęcie – te wrażenia, to piękna poczucie, ten oddech w piersi, uśmiech w oku i radość, groza albo spokój…co tam w sercu zagra. Te chwile mi tym zdjęciem przypomniałeś Czado.
Na takie chwile warto czekać zawsze i wszędzie. Lecz w Górach są one błogosławieństwem szczególnie. Zawsze tą samą najlepszą nagrodą za cierpliwość Wędrowca…
…na tyle długą bądź uchwytną, że zdążyłeś sfotografować. Ja bym nie zdążyła dobiec na skraj wzniesienia, a chciałabym stanąć w złotej poświacie, spojrzeć słońcu prosto w oczy i poczuć jak ciepłym promieniem głaszcze mi twarz… i zobaczyć jeszcze chmury, które broniły słońcu pełnego światła, a pozwoliły tylko przez wąską szczelinę spojrzeć na ziemię i uśmiechnąć się…. do Ciebie.
P.S. a może to my – szaleni z zachwytu – przesuwając to w dół, to w górę (suwakiem bądź rolką myszy) w bezopamiętanym zapatrzeniu roztarliśmy o krawędzie ekranu ognistości „Nie tym razem” zabarwiając nimi kolejne obrazy …ach ta niepoprawna wyobraźnia, na siłę chce mieć swój udział w tworzeniu tychże dzieł, no ale … po tą ją mamy, by rekompensowała nam niemożliwe
…zapłonęło Niebo nocą…- wstydem,- żarem,- niespokojnymi chmurami?A może to nie Niebo z zazdrości lecz poprzedni obraz „po koleżeńsku” sam podzielił się barwą – nie mogąc jej intensywności i energii utrzymać w kadrze? Ta niemal wrzy pod górną krawędzią, a jej opary kumulując się nad „cergowym” horyzontem w końcu uleciały w toposferę kolejnego zdjęcia. Wznosząc się i wznosząc (bo bardzo lekkie są) w ostateczności dotarły aż pod granicę stratosfery następnego. Tam nie mogąc sforsować ciężkich i gęstych chmurzysk, zatrzymane na krawędzi wznisienia opadły delikatnie złotym pyłem…. zamieniając „zwyczajny” groźny i burzowy nastrój w fantastyczną bajkę.
To zdjęcie sprawiło, że z tęsknotą i pokorą wróciłam do magicznego zdjęcia pt. ‘Nie pytaj’ z 05.01.2008. i opowiedziałam tam bajkę, dla wszystkich sennych i zmęczonych wędrowców. Dobranoc. Kto ciekaw, niech posłucha …
Rzeczywiście, Ameli, przeciwności w tym obrazie jest wiele. Pierwszy plan więzi mnie i stresuje. Przedzieram się przez żywopłoty drzew i marzę o wyrwaniu się na wolną przestrzeń białych pól i dalej na pagórki pod Cergową, gdzie czeka mnie wytchnienie. Nad głową światło i kolor, ciepło i spokój. Jakby ktoś roztarł po niebie garść ‘smolinosów’ i ich barwą zamalował widnokrąg. Przed oczami mam soczyste obrazy Van Ghoga, pełne owoców, tropikalnych kwiatów, piasku w kolorze granatu. ( Przypomina mi się Dominikana w słońcu … Duże plamy gorących barw, cienie palm tańczące po powiekach, skwar wypalający rzęsy na blond. Wielki żółw na rafie, dwa metry pode mną, uciekający mi … Choć się staram i tak nie mogę za nim nadążyć …). Pozwalam więc uciec słońcu, odpuszczam, zostawiam na później tą wspinaczkę na szczyt Cergowej. Czuję, że nie muszę teraz robić nic, wystarczy, że jestem i czuję to każdą komórką ciała.
Niemal zasypiałam „dziubiąc” monotonnie w klawiaturę… kawa przestała już działać (zresztą poparzyłam sobie przez nią język), cucące czekoladowe mikołaje skończyły się, herbata miętowa nie przechodzi już przez gardło, nawet pobudzająca muzyka straciła swoją moc… a tu trzeba skończyć na jutro to co trzeba… i tak szukając jakiegokolwiek pretekstu, by się choć na chwilę wyrwać:- …a „przejdę się”- zobaczę, pewnie nic nowego nie ma, bo wszyscy już śpią…ale przejdę się …zobaczę…chociaż kapliczkę jeszcze raz.I co widzę… istne oczarowanie:- Fioletowe góry… przecudnie fioletowe góry, a nad nimi niebo w barwach moich marzeń i snów – uwielbiam ten kolor. Wydaje się pomarańczowy, ale czasami jakby różem czy czerwienią podświetlony… taki kolor na niedostrzegalniej granicy pomarańczu i różu z cynobrem – wyśmienity! Zresztą pomarańczowym (w jakim odcieniu by nie był) zawsze będę się zachwycała – dla mnie to kolor ponad wszystkie inne (gdy założę swoją ulubioną kurtkę, szalik, rękawiczki i spodnie – wyglądam jak marchewka). A tegoż połączenia fioletu z pomarańczem pozazdrościliby sami impresjoniści - Harmonijne skosy ośnieżonych krawędzi pagórków łagodnie sprowadzają wzrok spod samego nieba w tajemniczy gąszcz rytmicznie ułożonych „patyczków”. Na górze było tyle przestrzeni i ciepła, a u podnóży ciaśniej, zimniej w barwach i bardzo tajemniczo….i jakby któś środkowy pagórek kakaem obsypał, ale to pewnie tylko omamy wzrokowe z tęsknoty za skończonymi czekoladowymi mikołajkami - A co mnie w tym obrazie tak bardzo „uwiodło”?…że barwy to już wiadomo, ale też zderzenie idealnie gładkiej tafli nieba z misterną fakturą pierwszego planu – tyle przeciwstawieństw jest w tych niemal jednakowej szerokości „pasach”. U góry jak wypolerowane, a na dole mnóstwo chropowatości, u góry ciepło – na dole zimno, jedność – liczne pionowe podziały, tam nas wciąga – tu zatrzymuje, tam rozpościeramy skrzydła – tu tulimy je w ciasnocie… i tak by jeszcze wymieniać.Gdybym miała „wyciągnąć esencję” z tegoż obrazu pozostawiłabym tylko pomarańczowy pas nieba i błękitniejący pierwszy plan z opadającym na lewo łagodnym skosem, a pomiędzy nimi fioletowe „łagodności” Cergowej – i to byłoby wszystko… i tak pewnie zapamiętam „Nie tym razem…”Rozgadałam się znowu bezwiednie… a chciałam tylko wyznać, że w połowie nocy nic tak nie rozbudza moich zmysłów i nie dodaje mi tyle energii, co nowe zdjęcie na blogu…warto czasami posiedzieć dłużej Teraz już rozbudzona, co by nie powiedzić pobudzona ;P przetrwam jeszcze trochę i skończę to, co mam skończyć.Pozdrawiam
Zostawiłeś pytanie.. Kapliczki znajdziesz wędrując przez rodzinną ziemię Kaszubów. Nawet za płotami przy domach.Z tych dróg którymi czasem jedziemy, widać drewniane kościoły. Taki biały, w środku oparty na filafach z gubych bali, stoi na wyspie z której wypływa prom. Przykościelny cmentarz schodzi skarpą nad brzeg fiordu. Śpiącym wieczną kołysankę nuci woda.Twoje „Nie tym razem” mnie niepokoi.
Nigdzie nie jest, tak jak tu, bo krajobraz zapada w pamięć przez specyficzne ukształtowanie i lokalizację samotni. Pięknie, majestatycznie i nostalgicznie tu jest … a na szczycie miejscowego świata stoi zgrabna, choć z lekka przysadzista kapliczka z czarnym, góralskim daszkiem. Krzyż dodaje jej wzrostu, wysmukla ją, a zabielane ściany świecą z daleka nawet przy niepogodzie. Oblicze Św. Jana zwrócone jest ku Jaśliskom w dolinie, a więc ku drodze. Wita nas ,wędrowców, Jan Nepomucen tak, jak witał dawniej miejscowych chłopów, handlarzy i pielgrzymów z daleka. Figurka Świętego jakby w hebanie rzeźbiona … i otulona w trawy, okraszone kolorami sztucznego kwiecia. Dziękuję Waldku za ten portret zadbanego, szczęśliwego Patrona. Sama nie zrobiłam zdjęcia z tak bliska, ale z ciekawością zaglądałam w okienko, za szybkę, w Wieczność …
Co do rzeki węgierskiego wina, to parę wieków temu Jaśliska konkurowały z Duklą o ‘palmę pierwszeństwa’ w handlu i składowaniu wina. Św. Jan Nepomucen patrzył ze zgrozą ze swojego pagórka, jak zdesperowani mieszkańcy Jaślisk na siłę zawracali kupców z drogi do Dukli i prowadzili do Jaślisk. Przełęcz Beskid była i jest niestety o 81 metrów wyżej położona w stosunku do Przełęczy Dukielskiej i stąd wziął się problem … Z czasem Dukla zwyciężyła a Jaśliska podupadły gospodarczo.
…będą kolejne maje i myślę, że Beskid Niski będzie dla mnie kariną powrotów, tak jak dla wielu są nią Bieszczady…pola, łąki, a pomiędzy nimi drogi i ścieżki z kapliczkami na rozstaju, małe wioski rozsiane przy drogach, duże przestrzenie, niewysokie góry (zadziorny kogut na drodze w Bałuciance) i… kojący spokój, jak woal otulajacy magiczne pejzaże – swojsko mi tam było i chyba najbardziej „przytulnie” sposród tych gór, po których do tej pory chodziłam.
….wróci jeszcze, styczeń dopiero przecież….lukrowane pola i drogi posypie srebrnym pyłem astrologów…albo magiczne mgły rozciągnie przed wzrokiem wszędobylskim, garść gwiazd, srebrny płatek księżyca wtopi w prostokąt opalizującej czerni w noc zimową….trzeba troszkę cierpliwie poczekać , przypomnieć sobie kapliczki dziecinnych wzruszeń, obok których polne kwiatki powitają później wiosnę jak kiedyś…..
W takim razie, jeśli to kapliczka „U Jana” na Węgierskim Trakcie to dodam jeszcze, że …. dawno, dawno temu kiedy u nas panowali królowie, a traktem „spływała” na nasze ziemie rzeka węgierskiego wina, prowadzono tędy również bydło na sprzedaż do Rymanowa. Był taki zwyczaj, że zawsze oprowadzano je wokół kapliczki. Miało to być gwarancją, że zwierzę jest dobrej jakości, a na targu sprzedający z dumą zachwalał iż jego zwierzęta obchodziły figurę św. Jana….teraz takie zapewnienia na niewiele by się zdały, potrzebny jest „gratis” bardziej namacalny (żeby nie powiedzieć materialny)… cóż, inne czasy…po prostu…
To tu byłam na Węgierskim Szlaku z Jaślisk. Było bajecznie, Ameli … Szkoda, że nie mogłaś zostać dłużej w maju i nie wędrowałaś razem ze mną. Prześlę Ci zdjęcie jeśli chcesz ( bardzo podobne ujęcie, jak Waldka tylko w innym nastroju ).
Stęskniłam się, więc jestem ;P i co widzę ? Toż to czerwony ‘Węgierski Szlak’ z Jaślisk do Szklarów z widokami na Daliową, Banię Szklarską i Jawornik na pn. – wsch. Trasa bardzo malownicza, gdzie na pagórku czeka na nas kapliczka Św. Jana Nepomucena. Dreptałam tą drogą w maju w 2007 i siedziałam na wzgórku pod kapliczką, zajadając ( dyskretnie, co by się Święty nie obraził ) kanapki z serem i kiszone ogórki. Kolorystyka pejzażu mocno jednak odbiegała od obecnej … dominowały soczyste zielenie pól, błękity, szarości zachmurzonego z lekka nieba i piaskowaty odcień ścian kapliczki. W niej Św. Jan za szkłem, obdarowany kiściami sztucznych kwiatów. Nie chciało mi się stamtąd odchodzić, ale czas mnie gonił, bo do Rymanowa Zdr. miałam jeszcze około 12 km na piechotę, a zanosiło się na deszcz …
Spokojnie, już wraca, góry za oknem znów zrobiły się białe. Jednak resztki śniegu też ciekawie wyglądają układając się w równoległe pasy. Pozdrawiam i zapraszam na foto-impresje.blog.onet.plPrzyznam się, że zazdroszczę panu bliskości Beskidu Niskiego…
W pierwszej chwili też pomyślałam o Gorcach, a dokładnie o Bulandowej kapliczce na Jaworzynie Kamienickiej. Te dwa „obrazy” podobne do siebie nie tylko za sprawą uroczej kapliczki, ale też nastroju miejsca – gdy tam byłam bure i gęste mgły otulały polanę Jaworzyny. Poza pierwszym planem rudej, zmokłej trawy nic nie było widać (nawet drzew, a przecież te były parenaście kroków przede mną) … jedynie kapliczka niewzruszenie nad wszystkim górowała – była drogowskazem i jakby mówiła „…to tu”.
Piękne zdjęcia )) Mogę zapytać gdzie to jest?Przypomina mi to moje rodzinne okolice (Gorce), za którymi tak baaaaaaaardzo tęsknie…Ech…. Dobrze sobie popatrzeć www.wwielkimmiescie.blog.onet.pl
Dawno mnie nie było, ale… jak zwykle piękne… W górach zima zawsze dłużej; u mnie, w Warszawie może raptem trzy dni leżał śnieg, licząc od początku zimy do dziś, i trochę mi tęskno do tego bajkowego krajobrazu.Pięknie pozdrawiam i czekam na dalsze.
Teraz mogę już powiedzieć, że znam to miejsce i mam nadzieję, że nie jeden raz tam wrócę.Tutaj chyba po raz ostatni fotografowałeś ten krzyż – jego ramiona wieńczyła jeszcze „aureola”, która teraz (pewnie pod naciskiem upływającego czasu) przechyliła się za ramiona, wystawiając krzyż na działenie „pogody i niepogody”.
Zgadzam się z Wami dziewczynt, to ten krzyż i ten świerk poszkodowany przez wiatr lub burzę. Byłam tu w maju zeszłego roku. Dziwne, tak błądzić wirtualnie po miejscach, gdzie błądziłam w pewien ciepły, słoneczny dzień …
A czy trzeba być tak surowym wobec siebie i zbyt karcić za odrobinę dobrego… krótką chwilę zapomnienia się?Z drugiej zaś strony – chyba rozumiem ….ach tak to już niekiedy bywa, że z samym sobą najtrudniej się dogadać, pogodzić, zaakceptować myśli… prowadzić „wewnętrzną konwersację” bez emocjonalnej szarpaniny.Niektórzy dziwią się, czy może być zbyt dobrze, a ja dziwię się, że potrafisz u siebie znaleść granicę zbyt dobrego… przecież nigdy nie jest tak, że nie mogłoby być lepiej… wydaje mi się, że na ziemi nie sposób okreslić granicy ideału….ale też, jak mantrę powtarzam sobie (to jak terapia dla pednatów z wszelkimi zaległościami) „lepsze jest wrogiem dobrego” Pozdrawiam słońcem,ale niestety jakby już wiosennym.
Wpadło mi do głowy teraz, że… są też dobre strony tego, że czasem tak rzadko pojawiają się nowe fotografie. Dzięki temu każde zdjęcie staje się bliskie, tak dobrze poznane, zapamiętane. Można się zżyć przez ten czas. I tak ciągle od nowa i od nowa:)
Mam nadzieję,że to wyspa ruchoma i niebawem dopłyniesz do dobrego brzegu i powędrujesz przez górskie szlaki,one Cię wołają, a tymczasem „wprawiaj się wirtualnie” z nami.Życzę pomyślnych terapii,dużo cierpliwości i wytrwałości w dochodzeniu do zdrowia, trzymaj się i łap dobrą energię.
Pozdrawiam Cię też – porankiem, chciaż noc rogalem księżyca, wisi jeszcze nad gładkimi fiordami.TY Czado wędrujesz, ja drepczę. Raz w życiu, w mrozie, nocą, przez las i łąki szłam, chciałam odpocząć, dlatego – chyba wiedziałam..
Tez bym powędrowała, ale tymczasem jestem uwięziona na wyspie mojego łożka, po kolejnej chemii, która wprowadza mnie w odmienne stany świadomości. ale jak wyzdrowieję, jak pozbędę się tego OBCEGO we mnie, to ubiorę dobre buty, to założę piękny uśmiech, to zdejmę w końcu chustkę, która ukrywa brak włosów ( chemia) i powędruję…….Dzięki za zdjęcia, dzięki którym mam siłę przetrwać trudne chwile. To TYLKO, CZY AŻ TYLE?
Czasami mozna dojsc za daleko, odpoczywac za dlugo, rozmarzyc sie za mocno. Ale przeciez trzeba wrocic, zmeczyc sie dobrowolnie, aby moc jeszcze wedrowac. Pozdrawiam. A fotografia- piekna.
Przeglądałam większość pańskich zdjęć. Są one na prawdę fascynujące. Podobnie jak pan też jestem samoukiem, ale nie fotografuje tyle lat co pan. Zajmuje się moją pasją nie cały rok. Bardzo by mi zależało, aby zajrzał pan na mojego fotobloga i ocenił moje zdjęcia (www.photoblog.pl/dirrin). Z wyrazem szacunku Dirrin.
Hej! Chcesz aby ktos ocenil twoj sprawiedliwie? Nie mogles lepiej trafic! http://www.ocenki-maffdzia22.blog.onet.pl tutaj mozesz zostac sprawiedliwie oceniony! Zapraszam!
dobrze, jak dobrze, że jest takie miejsce jak To… że jest Taki Ktoś, jak Czado, i tacy My, tutaj, u stóp tych fotografii, razem… razem…pozdrawiam… ciepło.uważajcie na siebie uważnie!
Może to pora, o której wracałam z Twojej drogi.. mnie postraszyła..Wytrawny wędrownik – odpocznie na mrozie, bez zacisznego szałasu? Mówisz „jeszcze” i doszedłeś w jedną stronę.. Trzeba Wrócić. To się kłóci z odpoczynkiem i błogością w objęciach, dotyku zimna. Może trzeba też umieć – nie wychodzić…?
Pisałaś wtedy m.in. (pozwolę sobie zacytować fragment) „…dla niektórych zachwyt jest jak chleb powszedni – tak bardzo potrzebny…”Zgadzam się z Tobą. Twoje słowa są ponadczasowe i myślę, że mogą ponownie pod znaną nam kapliczką zagościć – pasują i tutaj Ja dzisiaj zachwycam się szarościami. Można się ze mną nie zgodzić, bo zdjęcie barwne, ale dla mnie barwne poprzez swoje różnorodne szarości: ciepłe, zimne, puszyste w chmurach i zbite w śniegu…złotem i fioletem opalizujące. W przygaszonej tonacji, w spokoju zmierzchu łagodnym spojrzeniem i miarowym oddechem – odpoczywam… zbieram rozbiegane myśli i układam je do snu. Zanim zgaśnie (pod moimi powiekami) ostani blask wieczornego horyzontu, powiem im jeszcze „Aniele Boże…”Pozdrawiam
Dzięki Twoim obrazom i ja mogę wrócić w moje ulubione TUTAJ miejsca… teraz nawet wyobrażam sobie drogę, jaka zaprowadziłaby mnie do tej kapliczki….i na tą chwilę nie szkodzi, że „to wszystko” tylko wirtualnie. Cieszy bardzo, gdy można zobaczyć nowe oblicza znanych już miejsc – odkrywa się je na nowo, a w pamięci pozostają jako kolejne wycinki rzeczywistości, które chciałoby się pochwycić własnym spojrzeniem i wrażeniem……dużo mi się ich uzbierało od kiedy tutaj, do Ciebie zaglądam …czy starczy czasu? …które ważniejsze?…a ile jeszcze jest takich miejsc i chwil, których ani Ty, ani nikt inny nie widział? …czekają na Ciebie (a my z nimi) byś je TU przyniósł – byś tym sposobem „tam” zabrał nas ze sobą……szczęściarzu chwili pozdrawiam
Czy to znany nam krzyż ze zdjęcia ‘Bym nie zabłądził’ z dn.30.12.2006.? Ten w białych zaroślach, przy drodze do Rymanowa Zdr. , z galeryjką na szczycie cokołu i krzyżem w kształcie gwiazdki ? Na dzisiejszym zdjęciu jest prawie nierozpoznawalny w tej granatowej, wieczornej łunie i koronie ze szronu i sniegu.
…drogowskaz dla powracających wędrowców..niebieski szlak , którym czasem można powrócić do spraw chwilowo najważniejszych, kierunek prosto w marzenia……
Patrzę się i widzę: Szadzią spowite drzewa Co w korzeniach tkwi nadzieja Trawę białą jak zła śmiertka Co przychodzi zbyt wczas po człowieka Niebo martwe, zimne Co hamuje anielskie promienie Lecz gdy czas przyjdzie …
Niebo błękitniało, niebo owdowiało,Owdowiały błękit białym śniegiem spadł,Co się nagle stało, że tak biało, biało.(Jan Brzechwa) śliczne zdjęcie.Kiedy je oglądam wracam myślami do dzieciństwa,kiedy to mama czytałam mi ,,Królową śniegu”:).
Proszę! Przyłącz się do akcji na moim blogu! Nic nie stracisz, dawając mi jeden komentarz po przeczytaniu postu, możesz tylko i wyłącznie pomuc innym. http://www.nika-5.blog.onet.pl
„Całą noc padał śnieg cichy,cichy,cichuteńki Przyszedł świt,a tu świat cały biały,bielusieńki Jakby kto świata skroń gładził chłodem białej ręki I powiedział szeptem doń:nic sie nie bój mój maleńki…” Czadowo-Hemarowo-Preisnerowo-Rybotycko czyli po prostu cudnie……………….
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku! Dość dawno tu nie byłam i „użyłam” sobie na Twoich zdjęciach. Wiem, że to egzaltacja, ale naprawdę oglądając, jak piękna jest Polska, można mieć mokre oczy…
Realnie może tak, ale tutaj z każdą Twoją nową wędrówką – inna. Tym razem raduje dźwięcznym błękitem. Patrząc na zdjęcia od początku tegorocznej zimy coraz bardziej się wypogadza i ciekawe jakie będą kolejne jej wcielenia – pełne słońca, czy może z groźnymi śnieżno-burzowymi chmurami.Ach…tak zajżałam tu jeszcze po odrobinę zimowego oddechu, by sny miały natchnienie.Pozdrawiam łagodnie… na wpółsennie, ale nadal trzeźwo myśląc
…pełna światła i blasku, radośnie mrożąc uszy i pakując się za kołnierz pokazuje na co ją stać ..wyż w końcu przecież ;o))…mrużąc oczy rozglądam się oczarowana srebrem, bielą i błękitem…. rozcieram zmarznięte ręce i myślę sobie o herbacie z prądem, oj tam ….i następnym razem nie zapomnę okularów słonecznych…bywaj ciepło w kolejnych przestrzeniach ;o)….
Jeszcze niedy nie widzialam czegos tak wspanialego……nie wiedzialam, że mozna aż tak uchwycic piękno przyrody……Brawo…Brawo…Brawo…..Jestem pod wielkim wrażeniem……Życze powodzenia=)
Cudowne zdjęcia, aż mi się łza kręci w oku….Samotne podziwianie takich pejzaży jest przejmujące, ale najgłębiej odbieram takie widoki siedząc na końskim grzbiecie i galopując szalenie czując wiatr na twarzy- zgranie ze zwierzęciem, połączenie z matka Natura……pełnia ukojenia…
Nie pytaj mnie, ile nam jeszcze czasu zostało ? Ile zachodów słońca odbierze nam dech w piersiach i ile snów będzie miało swój początek na jawie …’A w bajce tej, gdy zmierzch wygania świerki z lasu, a zimowy wiatr rozdmuchuje żar nieba na zachodzie, to dzieją się rzeczy niemożliwe… Suną iglaste matrony po białym dywanie, majestatycznie, z powagą. Na głowach mają strzeliste czaka z lodu, oszronione czuby z piór, płaszcze w poły pełne śniegu. Idzie cały leśny dwór. Kroczy i staje w świetle zorzy. Damy, hrabiowie, giermkowie trwają w ciszy, w bezruchu, w zapatrzeniu. Spektakl trwa … Blask dogasa … zmrok gęstnieje. Mróz zamienia wszystko w kamień i trzyma aż do świtu. Wtedy amfora słońca wylewa na świat pierwsze, blade strumienie młodego wina. Świerkom spada lód z płaszczy, uwalniają ramiona i rozprostowują skrzydła. Odlatują stadami wron na północ, ku nocy. Bo w bajce tej, czarodziej zły …’
Patrzę się i widzę:Szadzią spowite drzewaCo w korzeniach tkwi nadzieja Trawę białą jak zła śmiertkaCo przychodzi zbyt wczas po człowiekaNiebo martwe, zimneCo hamuje anielskie promienieLecz gdy czas przyjdzieOdpowiedni, sakle zimna zmieniA na twarzach śmiech odbije i Duszach ludzi goreń zapanuje
…..aksamitny miękki wieczór chłodnych szaro-błękitów…barwy opalizują dziwnym światłem zmroku i myśli , którym sprostać nie łatwo…..bo granatowa pełna noc jest we mnie, a ja nic znowu nie wiem o sobie…..jak o gwiazdozbiorach , którym zaufać nie sposób w obliczu pełni księżyca?…….. albo może piękno staje się esencją życia…. szczególnie wówczas , gdy zima chłodem wita od progu?… wtedy być wiosną lub jesienią…..
…kiedy wrócę?- Na późną kolację zdążę… jak zawsze, Kochana…A tymczasem otulam Ciebie myślami i pośród świerków oczarowania, towarzyszysz mi w symfonii zmierzchu. Daleko od siebie, a w myślach razem… zasłuchani, zapatrzeni, zachwyceni….dlaczego tak późno?- Nogi już nie chciały prowadzić…Lecz dźwięki cudownych barw i ciszę mroźnego wieczoru w sercu i swojej radości Tobie przynoszę….czy jurto pójdę znowu?- Przecież wiesz…Z każdym krokiem, z każdym wiatrem, z każdą gwiazdą po zmierzchu tak naprawdę… do Ciebie mi bliżej w miłości wszelkiej, Kochana…Nie pytaj…, zrozum…, wybacz…, ja się nie zmienię – KOCHAM.
~J
5 Luty 2008 14:31
…przez chwilę odpoczną między pagórkami…smoki o ciemnych rosochatych grzbietach uwolnione przez moje spojrzenia, pierwszy tuż za pierwszym planem….niewielki, prawie widzę jak się za nim skulił …drugi znacznie okazalszy ,za większym jasnym pagórem, tylko grzbietem wystaje poza jego obrys…trzeci pewnie ciągle we mnie drzemie …albo bywa chwilowo gdzieś indziej?
~Carrmelita
3 Luty 2008 02:21
Przez chwilę mi się zdawało, że to nie światło słoneczne zabarwia białe pagórki, a ziemia, ruda i soczysta wyłazi spod śniegu na łysinach pól … To wrażenie spotęgowane było jeszcze bardziej przez ciemne, gęste, napęczniałe niebo, zawieszone jak topór, nad naszą głową. Niebo, co spadnie błyskawicą …, tylko kiedy ?
~kula
3 Luty 2008 00:02
niesamowite…
~ig.
2 Luty 2008 22:18
Żadne zdjęcie nie uszło mojej uwadze.Zakochałam się w Beskidzie Niskim.Choć nigdy tam nie byłam.Ale pojadę w te wakacje, muszę.Dziękuję…
~Jofa
2 Luty 2008 00:24
Pięknie jest zdążyć na taką chwilę z aparatem. Jak wiele ich ucieka…często jeszcze piękniejszych. Zostają w pamięci, w sercach, do nich wraca się kiedy zamknie się oczy. To prawda, że nie są wtedy w swojej pełni, nie wszystko pamiętamy, jakiś ten obraz często jak przez mgłę, urywkami, wrażeniami… A jednak właśnie jest w nim coś jeszcze, co bardzo trudno włożyć w zdjęcie – te wrażenia, to piękna poczucie, ten oddech w piersi, uśmiech w oku i radość, groza albo spokój…co tam w sercu zagra. Te chwile mi tym zdjęciem przypomniałeś Czado.
Avie93
1 Luty 2008 16:10
Piękne… Chciałabym móc uchwycić tyle pięknych pejzaży, które Ty już zrobiłeś. To aż niewiarygodne, że nigdzie się nie szkoliłeś w robieniu zdjęć.
~fishbone
1 Luty 2008 00:29
chciałbym już tam być…
~rude wredne
30 Styczeń 2008 13:34
Na takie chwile warto czekać zawsze i wszędzie. Lecz w Górach są one błogosławieństwem szczególnie. Zawsze tą samą najlepszą nagrodą za cierpliwość Wędrowca…
~shuttersclick.blog.onet.pl
30 Styczeń 2008 10:02
ładnie czado
~.ja
30 Styczeń 2008 08:33
wspaniałe! wyglądają jak posypane cynamonem
~kamyczek_
29 Styczeń 2008 11:56
I położyć się na śniegu, wśród tej pomarańczowej poświaty, i przytulić się do słońca i czuć bezpieczne ciepło – choć przez chwilę:)
~ameli
29 Styczeń 2008 04:10
…na tyle długą bądź uchwytną, że zdążyłeś sfotografować. Ja bym nie zdążyła dobiec na skraj wzniesienia, a chciałabym stanąć w złotej poświacie, spojrzeć słońcu prosto w oczy i poczuć jak ciepłym promieniem głaszcze mi twarz… i zobaczyć jeszcze chmury, które broniły słońcu pełnego światła, a pozwoliły tylko przez wąską szczelinę spojrzeć na ziemię i uśmiechnąć się…. do Ciebie.