Chętne ręce kierowane dobrą myślą sprawiające, że czas traktuje kapliczkę jak własne dziecko.
Otwarte myśli, które łączą obraz miejsca z historią pokoleń związanych z tą ziemią.
Wędrowcy, którzy znajdują wytchnienie i wiatr we włosach.
A ja w pogodę, w którą jak mówiła Mama: „…psa by z domu nie wygnał…”, nie wiedząc o tym co przeczytam później , okrążam kapliczkę kolejny raz.
Czy gdzieś jeszcze tak jest? Pytałem kiedyś…
Przyjemnie jest spotkać dobrych znajomych w odludnym jak by się wydawało miejscu.
Pozdrawiam serdecznie
~kamyczek
14 Luty 2008 19:40
Hm… taki bajkowy, zaczarowany lasek…
~ameli
14 Luty 2008 01:46
Czado, chyba nie masz i za złe tego fotografa – tak mi się powiedziało. ale jakby się „głębiej” zastanowić to panów fotografów (w klasycznym tego określenia znaczeniu), chyba już nie ma… odeszli do lamusa. Tylko żebyś mnie źle nie zrozumiał …mam tylko na myśli posługiwanie się określeniem „Pan Fotograf”. Np. kiedyś popularne: „Iść do fotografa” – rzadko się już spotyka. Teraz słyszymy: pójść do studio (fotograficznego), do atelier, do labu, wywołać/zrobić zdjęcie, a klasyczny pan fotograf wydaję się, że odszedł razem z klasyczną ciemnią.W moim mieście był kiedyś jeden zakład fotograficzny, a w nim jeden pan fotograf. Otwierając drzwi zakładu dzwoneczek, umieszczony w górnej framudze, oznajmiał przybycie klienta i zawsze tak długo trzeba było czekać, aż zza ciężkiej, zamszowej kotary wychylił się PAN FOTOGRAF, mrużąc przy tym mocno oczy .- Czym mogę służyć – pytał uprzejmie, opierając się przy tym o szklany blat, a pod szybą na zielonej tkaninie mnóstwo było zdjęć… ze ślubów, chrztów i komunii.- Do zdjęcia przyszłam – mówiłam nieśmiało.I pan prowadził do ciemnej sali, potem było ustawiane głowy przy pomocy wykręcania brody i buuuch światłem po oczach – wtedy to już zupełnie ślepłam i wychodząc zwykle o jakiś kabel się potknęłam. – Za dwa tygodnie do obioru – i żegnał się przy tym z uśmiechem.Dzisiaj taki odległy termin jest nie do przyjęcia, ale wtedy przejmowany był z wdziecznością za obowiązkowośći przychylność. Takie wspomnienia zostały po panu fotografie i jeszcze zapach, jakby mokrej kliszy, unoszący się w całym zakładzie. Podoba mi się określenie fotograf – ładnie brzmi. Przecież lepiej być fotografem niż np. zdjęciołapem lub chwilochwytaczem ;P – oczywiście żartuję… późna już pora, więc z przymróżeniem oka… tak swawolnie pozwalam sobie.A, co do slalomu między… niekoniecznie bukami, lecz bardziej kujawskimi drzewkami, to z jego powodu tata mój do ślubu szedł ze zwichniętą ręką – że też mu się zachciało slalomu na dwa dni przed własnym ślubem oczywiście ja tego nie pamiętam, a znam z rodzinnych anegdot.I gdy piszesz o slalomie pomiędzy dostojnymi bukami, to dla mnie tak jakby to bajka była. Bo u mnie nie tylko śniegu brakuje, ale też trzeba na nartach umieć szusować… a narty czekają jedne Beskidy, a drugie Rysy (te dziadkowe) się nazywają I wiem jak wygląda wzrok szofera PKS-u, „nie wróżący nic dobrego”. Gdy w maju jechałam odwiedzić Twój Beskid, spóźniłam się i nie było już miejsc w autobusie, a autobus jeden jedyny na 24h. Uratował mnie kupiony tydzień wcześniej bilet, który przytknęłam do szyby, tuż przed oczami pana kierowcy i udało się wcisnąć. Na fotelu zasiadłam po jakiś sześciu godzinach jazdy. Oczywiście wcześniej też siedziałam i nawet spałam w wąskim korytarzyku pomiędzy fotelami, w pozycji… przemilczę. I stwierdzam, że trzeba się najpierw porrządnie namęczyć, zeby móc zasłużenie odpocząć.I śmieję się troszeczkę, że kiedyś na narty PKS-em wyruszałeś trochę po to, by na stokuodstresować sam ich transport A „mgłę, że konia dusi”- zapamiętam. Nie żebym chciała w jakiśsposób narzędzie tortury zastosować, lecz dlatego, że bardziej obrazowego określenia dla mgły, na której „siekierę można zawiesić”, do tej pory nie spotkałam.Ach, trochę mi się rozpisało… nieocenioną zaletą (a niekiedy przekleństwem) pisania na komputerze jest to, że atrament nigdy się nie kończy Dobranoc i snów pośród śniegu i szaro-błękitnych buków życzę….ciekawe jak teraz wyglądają one na grzbiecie Patryji (Wołosani) w okolicach Cisnej – tyle ich tam było, a złociły się w końcu września? prawdziwa bukowa oranżeria.
~czado
13 Luty 2008 09:14
„Fotograf” – fajnie to brzmi, próbuję sobie przypomnieć czy był tam jakiś fotograf – stał w pobliżu Wyżniańskiego Wiechu. Caryńska to ta pod niebem. Z tej pespektywy wydaję się płaska. Śniegu jest wystaczająco na narty, ale dopiero powyżej 800 m.n.p.m. „Na bucie” chodzi się dobrze, bo szlak jest przetarty, a śnieg twardy, zamarznięty. Za to nartach można zjeżdżać w dół pomiędzy bukami slalomem, jak w najpiekniejszym śnie, szczypiąc się od czasu do czasu by upwnić sie, że to się dzieje naprawdę…Ubawiłaś mnie tym wsiadaniem do pociągu…. jednak po chwili przypomniały się czasy, kiedy kierowcy PKS-ów pasażerów z nartami nie zabierali. Wsiadanie do autobusu było bardzo stresujące. Wielokrotnie szofer sadysta mierzył człowieka wzrokiem nie wróżącym niczego dobrego, a następnie zamykał drzwi przed nosem oznajmiając z nieuktywaną satysfakcją „BRAK WOLNYCH MIEJSC!!!” Za oknem „mgła, że konia dusi” – przyczepiło się do mnie to określenie. Mimo to pobiegnę…Pozdrawiam serdecznie
~ameli
13 Luty 2008 04:53
W obliczu czystej i łagodnej Caryńskiej……ręką leniwie przeczesała zmierzwione włosy i przetarła zmęczone już oczy. Rozwlekłe ziewnięcie pochwyciło jeszcze kilka ożywczych cząsteczek tlenu, a z płuc na płytkim wydechu wymamrotało się na wpółsenne: „Dooobrze będzie…, będzie dooobrze”. I poszła spać, zabierając tym razem do snu myśli śnieżno-błękitne. Tej nocy przyśniły się jej narty ALE!!!……nie jak szusuje z rozwianymi włosami i szerokim uśmiechem w bryzgach białego puchu, TYLKO???……jak bezsilna i zrezygnowana, nie może dać sobie rady, by „zapakować” je w mały przedział dalekobieżnego pociągu Jakie sny potrafią być okrutne?…mszczą się bezlitośnie na kruchych marzeniach. Czy nie mogą być prostsze, mniej wyczerpujące, a rano łatwiejsze do zrozumienia? Podobno w nich ujawnia się ta skrywana część ludzkiego wnętrza, które tłumimy świadomym myśleniem i nie pozwalamy mu „dojść do głosu za dnia”. Czy ma to oznaczać, że moje marzenia o nartach to kompletna pomyłka?Wiem, że „rak potrafi na opak” – tylko żeby dzisiaj nie przyśniło mi się, iż „zjeżdżam na nartach”… pod górę?I spytam się jeszcze… tak po cichu, na ucho… co, by zielenią zbytnio nie kwitnąć pośród bieli i błękitu oraz bardziej obeznanych Gości… Rozumiem, że Caryńska to nie tam, gdzie stał Fotograf, lecz to, co fotografował Fotograf? I wspominając zeszłoroczne zdjęcie o zbliżonej dacie „Zima jest tam… gdzie mnie ma”, w zestawieniu z sąsiadującymi wydaje się, że i tym razem najwięcej śniegu było na Małej Rawce….ale to się może tylko wydawać… z pozycji biernego oglądacza – jakim jestem. Ten Kto tam był, najlepiej potrafi ocenić śnieżność Małej Rawki Pozdrawiam śnieżnym marzeniem… z lekką obawą o kolejny sen.
~Julia
12 Luty 2008 21:41
Biel, cisza, mroz i spokoj.
kasia_gemini@op.pl
12 Luty 2008 20:39
Ja też się przygotowuję do nowego porakowego życia jak do ślubu. Jeszcze kilka miesięcy i na wakacje będę miała nowe włosy i nowy uśmiech bez cienia smutku. Obiecuję.
~Jolka
12 Luty 2008 19:08
Trzymaj się Kasiu ! Niedługo „zabieszczadujesz” ! Zobacz jak już tam wysprzątali na Twój przyjazd !
~kyke
12 Luty 2008 18:06
krok do zimy prawie nie do uchwycenia.. piękne!
~kaika
12 Luty 2008 15:11
Bardzo dziękuję za piękne obrazy i słowa, które są jak miód na moje serce. Cieszę się, że ktoś o mnie pamięta kiedy mi tak bardzo źle i wydaje mi się że już lepiej nie będzie. Ale zawsze jest lepiej…. Jeszcze tylko dwie chemie przede mną i będę zdrowa. Dziękuję – to za mało za taki dar. Bardzo dziękuję….