Nie wyrabiam, Ameli Skręca mnie ze śmiechu, gdy sobie przypomnę, jak się starałaś mnie nie obudzić, stąpałaś bezszelestnie i nagle … łubudu … i Carmi otwiera zaspane ślepia z miną głodnego rekina ;-[. Dobre to było. I love it !!!
Kasiu! Właśnie skończyłam opowieść Lance’a Armstronga o jego walce z chorobą.Mając statystycznie tylko 2-3 %szans-pokonał raka ,a potem w pięknym stylu wygrał Tour de France.Ty też wygrasz ! Fajna książka,może Cię zainteresuje?A jesienny sabat bieszczadzki też mi się marzy…
No, tak Kadarki nie skończyłyśmy i o ile sobie przypominam to z powodu pewnego koszyczka nocy już nie starczyło.Trzeba się koniecznie spotkać i owe „niedopatrzenie” nadrobić, dobrze by było w większym gronie Tylko… ja nie jestem wstanie obiecać, że „nie będę jak budzik”. Wiem, że wręcz cierpiałaś z mojego powodu, ale i ja męczyłam się, żeby do tej szóstej w łóżku wytrzymać, kiedy słońce dzień witało. Przepraszam…I uwierz mi, im bardziej starałm się być cicho, tym głośniej mi to wychodziło… a szczególnie szeptanie (no cóż, prawo Murphiego skutecznie działało).Ale jest na to sposób… wstać i wyjść bez mycia i jedzenia, a wrócić ze świeżymi bułeczkami, kiedy już wstaniecie – prosto na śniadanie Po ostatnich kilku nieudanych próbach wyjazdu w góry zaczęłam siebie dypolomatycznie przekonywać, że góry nie są dla mnie, że za daleko mi do nich i w ogóle…że jak znajdę się tam raz do roku – „od wielkiego święta”, to powinno mi wystarczyć – człowiekowi z nizin…itd, itp.Ale jak teraz wiem kiedy będziesz na szlaku to myśli spokoju już mi nie dadzą i będę cały czas „kombinowała”, jak w tym samym czasie, być tam gdzie i Ty.Zobaczymy…czas pokaże…W taki razie… prawdopodobnie do zobaczenia…coś się wymyśli
Kasiu spacer jak najbardziej wskazany, nad Wisłą też są urocze zakątki. Znam ją z Włocławka i Ciechocinka, pewnie i u Ciebie tworzą się malownicze rozlewiska lub piaszczyste łachy leniwie wygrzewają swoje „brzuchy” w słońcu. Z pewnością znajdziesz już bazie i malutkie listki na krzakach. Ostatniej niedzieli widziałm powracające kluczem ptaki na niebie.Wiosna (przynajmniej w centralnej Polsce) idzie w wielkich butach, znacząc swoje ślady, a jeśli nawet spadnie jeszcze śnieg, to tylko taki na otarcie łez po niebyłej zimie.Uśmiechnij się do słońca, ogrzej w jego promieniach, poszukaj młodych pędów trawy, posłuchaj jak ptaki już doniośle śpiewają, a rozkwitną pąki marzeń w Twoich myślach. Gdy poczujesz ciepły, pachnący zielenią wiatr siły i ochota powrócą, zobaczysz… poczujesz się weselej i lżej zrobi Ci się na duszyczce. Energia płynąca z Natury jest niebywałym lekarstwem na wszelkie dolegliwości delikatnej i wrażliwej duszy.Pozdrawiam cieplutko wiosennym wietrzykiem,choć nieukrywam, że za zimą mi tęskno.
Dzięki wielkie! Naprawdę mi lepiej gdy czytam takie słowa. Najbardziej się boję, że przestanę mieć marzenia, że nie będzie chcialo mi się chcieć,. że moja dusza się rozleniwi. A więc pójdę jutro na długi spacer i popatrzę chociaż na Wisłę, bo w Płocku nie ma gór i może znowu zacznę marzyć. Dziękuję.
To pewnie znaczy, że wszystko płynie i odradza się, a kolejny dzień może być lepszy od tego, który właśnie mija. Wiara bywa, gdy życie nie jest snem lecz całym światem … Uszy do góry, Kasieńko ! Zobaczysz, że jeszcze pójdziesz z nami w Bieszczady, na szlak Nie wiem, jak nasi przyjaciele na blogu, ale ja planuję wypad na 10-14 dni na przełomie IX i X , jak w zeszłym roku. Zdrowiej więc Kasiu, bo czekamy na Ciebie. Przerobi się długie i cięższe trasy na łatwiejsze ( żebyś się nie przemęczyła po rekonwalescencji ) i dasz sobie radę. Gdy się zmęczymy, to zafundujemy sobie relaks na tarasie w promieniach jesiennego słońca, z widokiem np. na Poł. Caryńską, zawinięte w koce, na leżakach z książkami i mapami ( planujące nowe trasy ), z bulionem ze „Starego Sioła” na rozgrzewkę ( tam są boskie zupy ! ) i winem dla animuszu ….? Weźmiemy specjalistkę od „wbiegów” i „zbiegów” z góry, czyli oczywiście Ameli ( jeśli obieca, że da mi się wyspać i nie będzie jak budzik o 6.00 ) ) . Może spełni się nam ta nieskończona „Kadarka” z Rymanowa Zdr. ? Trzymam za to kciuki ! Niech Ci się ziszczą marzenia, Kasiu ;D
Dziś mi lepiej i świat wygląda inaczej…. Po pokoju lata mucha, jakaś zaspana, ale prawdziwa, a więc zbliża się wiosna. Jakoś ostatnio nie widzę siebie w tych górach, czy to znaczy, że tam nie pojadę? Oby nie….
Mam dziś doła i wydaje mi się ,że nie pokonam tego paskudnego raka, z którym walczę od tylu miesięcy. Mam jednak nadzieję, że jeśli mi się nie uda, to przynajmnie j w Niebie będzie tak jak na tych wszystkich zdjęciach. Jeśli to tam właśnie trafię. Bo w piekle już byłam ( chemioterapia)…..
Pierwsze zdjęcie od góry przypomina nastrojem to z 14 lutego pt. ‘Po własnych śladach’ z drogowskazem na Poł. Caryńskiej. Drugie jest jak modlitwa buddyjskiego mnicha w świątyni na ‘dachu świata’ – hipnotyzuje i wciąga. Trzeci obraz to bieszczadzka ikebana, nostalgiczna i pełna refleksji …
Kiedy byłam za granicą i juz naprawdę nie wiedziałam czy wrócę, odcięta od marzeń i pamięci trafiłam znowu tutaj. I wiedziałam, że nigdy nie mogę przestać tęsknić. Bo zawsze znajdzie się ktos, kto mi przypomni, że kocham zwykłą deszczową Polskę. Dziekuję Panu szczególnie, że wtedy nie zapomniałeś pokazywać jak pieknie jest u nas zimą.
Na wiosnę, gdy w nocy są przymrozki, śnieg jest twardy, daje się chodzić „na bucie”. Bardzo przydają się w kijki z odpowienimi (zimowymi) talerzykami. W takich warunkach zrobiłem te zdjęcia, choć ja poruszałem się na nartach …i ta jazda w dół…
W Bieszczadach raki na ogół nie są potrzebne. Bardziej przydają się narty ski-turowe lub rakiety śnieżne. W wyższych górach raki, czekan czy inny sprzęt wpinaczkowy mogą okazać się konieczne. Nawet z dobrym sprzętem i przy sprzyjającej pogodzie zimowe czasy przejść bywają kilka razy dłuższe niż letnie, łatwo o wychłodzenie, odmrożenia…Po prostu nie należy wybierać się zimą na górskie szlaki bez doświadczonego przewodnika, który zdecyduje co należy zabrać i czy warunki pozwalają na bezpieczną wędrówkę. Pozdrawiam.
Patrzac na te zdjecia tak sie zastanawiam – czy chodzenie po gorach w zimie wymaga jakiegos specjalnego sprzetu: raki czy tym podobne…??? Nigdy nie bylam w gorach w zimie, wiec w tym temacie jestem laikiem. Odp
Patrzę na pierwsze zdjęcie- te chmury jakby mi nad głową płynęły, takie wyraźne, jakbym sama tam stała i mogła ich dotknąć,drugie zdjęcie-to już nie spacer, nie wędrówka, a jak modlitwa w ciszya na trzecim widzę – szczęśliwe drzewko, że może rosnąć w takim miejscuTyle spokoju przynoszą nam te obrazki z gór…
O który to już raz kiedy patrzę na twoje zdjęcia wyrywa mi się z piersi „ja też, ja też! ja też chcę tam być i stąpać tam własnymi nogami i widzieć na własne oczy…”
Proszę wejdź na mojego bloga – http://www.pomagajmy-w-ratowaniu-zwierzat.blog.onet.pl – jest on o ratowaniu zwierząt przed okropnymi ludźmi które je zabijają tylko dla zysku ! Nie olej teko komentarza ! Każda osoba która na tego bloga wejdzie może pomóc ! Ne wiem czy wiesz, ale dla jednego futra zabijanych jest aż 150 niewinnych zwierząt ! Więc jeśli los zwierząt nie jest Ci obojętny dołącz się i pomóż zwierzętom !Pozdrawiam, KOKO
…ślady śnieg zaprószy ?…żal się w śniegu zawieruszy, trzeba teraz w śnieg uwierzyć i tym śniegiem sie ośnieżyć …i ocienić się tym cieniem i pomilczeć tym milczeniem…znam ale nie do końca…i zastanawiam się jak mocno narty zmęczyły Czarodzieja? …warto było….
Zaglądam tu od dwu lat. Piszę poraz pierwszy. Kiedyś, gdy zetknąl nas los (ileż zostało z tego Visual Basica w mej glowie?) przeczuwalem Kogoś niezwyklego w Tobie (przepraszam za poufałość, jesteśmy jednak prawie równolatkami), lecz nie poetę obrazu i słowa … Szkoda… Czyń, co czynisz doskonale, opowiadaj, napawaj obrazami … Dziękuję za nie wszystkie!
Twoje ślady zostały za daleko. Czasem nie mogę patrzeć na Twoją pogodę, bo jest jak leśna bogini, która obiecuje, że pokocha, a tylko mami. Usypia czujność. Trzeba wracać a ona jeszcze śpiewa.Oddajesz jej resztki sił bez pewności, że rozgniewana, nie zasypie śladów. Wie, że idziesz sam.Tymczasem tu, deszcz zalewa wszystko, a wiatr wciska się między klepki ścian. Tak już będzie do rana. Spokojnej niedzieli.
…u mnie też przed chwilą zaczęło zacinać drobnym małym śniegiem, a jeszcze pół godziny temu oślepijająco świeciło słońce, lecz potężne i fioletowe chmury niosły w sobie długo wyczekiwane i dopiero za trzecim podejściem „rozpruł się worek z pierzem”…teraz zrobiło się ciemno i pada już tak mocno, że widoczność ograniczyła się do 50m…uuu hahana…nasza zima … ;D
Tarnica westchnęła ciężko, Rozsypaniec zadrżał …. w WARSZAWIE ZACZĄŁ SYPAĆ WOLNO GRUBY ŚNIEG ! 8D Dzięki Czado za te czary ! Jak daję słowo, nie skończę tej delegacji ….
No tak, małe trawki z Małej Rawki ) Gdybym się dokładniej przyjrzała najdalszemu planowi ( szczyty z Ukrainy ), to bym nie zrobiła wpadki z Połoniną Wetlińską ( przecież na północny zachód od Poł. Wetlińskiej nie ma u nas takich wzniesień ! ). Metodą dedukcji musiałabym rozważyć widok w drugą stronę czyli na wschód i południowy wschód i wtedy BINGO ! może bym sobie dopasowała Bukowe Berdo, Halicz z Tarnicą i całą resztę … Co nagle, to o kant d…… ;-P Spadam, bo jestem w pracy i delegację muszę napisać …. więc smacznej naleweczki z bukowej beczki z tarniczki na hali !
Znak stoi na Połoninie Caryńskiej w miejscu gdzie odchodzi szlak na Przysłup Caryński. W głębi od lewej Bukowe Berdo, Kopa Bukowska, Krzemień, Halicz, Rozsypaniec, Tarnica. Na ostanim planie Bieszczady Wschodnie (Ukraina). To samo widać ze zdjęcia drugiego tylko na wiekszym zoomie. Zdjęcie pierwsze z tymi obiektami w tle zostało zrobione na Małej Rawce. Pozdrawiam
Najbardziej podoba mi się zdjęcie nr 3 na samym dole ( to z drogowskazem ). Ostry, jasny pierwszy plan pod nogami ( czy to śnieg na Połoninie Caryńskiej ? ) i rozmazane, ciemne chmurzyska w tle nad Połoniną Wetlińską ?
A to pierwsze zdjęcie w połowie czekoladowe, a w połowie okryte puchową pierzynką… mmm:) To aż dziwne, że tą kołderką nie można się samemu otulić do snu
Poprawka do zdjęcia nr 2: To Poł. Wetlińska ale widziana chyba od strony podejścia z Brzegów Górnych na Poł. Caryńską w połowie drogi na Kruhły Wierch. Chatka Puchatka jest widziana właściwie z boku i lekko od strony północnej. Co Ty na to Waldku ?
W nieustającej tęsknocie za bielą będę zgadywać, co takiego, Waldku, sfotografowałeś.Zdjęcie nr 1 od góry: nie wiem, ale się dowiem, jak opiszesz bo pomysłów mam kilka …Zdjęcie nr 2 (środkowe ): Połonina Wetlińska z Chatką Puchatka, widziana gdzieś od strony zejścia z Jawornika do Wetliny, albo nawet z zejścia z Fereczata ( tego przed Okrąglikiem ) do Smereka, ale wydaje mi się, że na Fereczata jest za daleko …Zdjęcie nr 3: Połonina Caryńska na samej górze przed wejściem na Kruhły Wierch ( 1297 mnpm. ) a zejściem w dół zielonym szlakiem do Przełęczy Wyżniańskiej na południu ?Kto ma inne propozycje opisu, niech się wpisze koniecznie. Ciekawa jestem jakie widoki zapamiętaliśmy z Bieszczadów i jak je identyfikujemy. Pozdrawiam sfrustrowanych ‘Bezśniegowców’, takich jak ja i wszystkich śniegowych Szczęściarzy .
Czado, chyba nie masz i za złe tego fotografa – tak mi się powiedziało. ale jakby się „głębiej” zastanowić to panów fotografów (w klasycznym tego określenia znaczeniu), chyba już nie ma… odeszli do lamusa. Tylko żebyś mnie źle nie zrozumiał …mam tylko na myśli posługiwanie się określeniem „Pan Fotograf”. Np. kiedyś popularne: „Iść do fotografa” – rzadko się już spotyka. Teraz słyszymy: pójść do studio (fotograficznego), do atelier, do labu, wywołać/zrobić zdjęcie, a klasyczny pan fotograf wydaję się, że odszedł razem z klasyczną ciemnią.W moim mieście był kiedyś jeden zakład fotograficzny, a w nim jeden pan fotograf. Otwierając drzwi zakładu dzwoneczek, umieszczony w górnej framudze, oznajmiał przybycie klienta i zawsze tak długo trzeba było czekać, aż zza ciężkiej, zamszowej kotary wychylił się PAN FOTOGRAF, mrużąc przy tym mocno oczy .- Czym mogę służyć – pytał uprzejmie, opierając się przy tym o szklany blat, a pod szybą na zielonej tkaninie mnóstwo było zdjęć… ze ślubów, chrztów i komunii.- Do zdjęcia przyszłam – mówiłam nieśmiało.I pan prowadził do ciemnej sali, potem było ustawiane głowy przy pomocy wykręcania brody i buuuch światłem po oczach – wtedy to już zupełnie ślepłam i wychodząc zwykle o jakiś kabel się potknęłam. – Za dwa tygodnie do obioru – i żegnał się przy tym z uśmiechem.Dzisiaj taki odległy termin jest nie do przyjęcia, ale wtedy przejmowany był z wdziecznością za obowiązkowośći przychylność. Takie wspomnienia zostały po panu fotografie i jeszcze zapach, jakby mokrej kliszy, unoszący się w całym zakładzie. Podoba mi się określenie fotograf – ładnie brzmi. Przecież lepiej być fotografem niż np. zdjęciołapem lub chwilochwytaczem ;P – oczywiście żartuję… późna już pora, więc z przymróżeniem oka… tak swawolnie pozwalam sobie.A, co do slalomu między… niekoniecznie bukami, lecz bardziej kujawskimi drzewkami, to z jego powodu tata mój do ślubu szedł ze zwichniętą ręką – że też mu się zachciało slalomu na dwa dni przed własnym ślubem oczywiście ja tego nie pamiętam, a znam z rodzinnych anegdot.I gdy piszesz o slalomie pomiędzy dostojnymi bukami, to dla mnie tak jakby to bajka była. Bo u mnie nie tylko śniegu brakuje, ale też trzeba na nartach umieć szusować… a narty czekają jedne Beskidy, a drugie Rysy (te dziadkowe) się nazywają I wiem jak wygląda wzrok szofera PKS-u, „nie wróżący nic dobrego”. Gdy w maju jechałam odwiedzić Twój Beskid, spóźniłam się i nie było już miejsc w autobusie, a autobus jeden jedyny na 24h. Uratował mnie kupiony tydzień wcześniej bilet, który przytknęłam do szyby, tuż przed oczami pana kierowcy i udało się wcisnąć. Na fotelu zasiadłam po jakiś sześciu godzinach jazdy. Oczywiście wcześniej też siedziałam i nawet spałam w wąskim korytarzyku pomiędzy fotelami, w pozycji… przemilczę. I stwierdzam, że trzeba się najpierw porrządnie namęczyć, zeby móc zasłużenie odpocząć.I śmieję się troszeczkę, że kiedyś na narty PKS-em wyruszałeś trochę po to, by na stokuodstresować sam ich transport A „mgłę, że konia dusi”- zapamiętam. Nie żebym chciała w jakiśsposób narzędzie tortury zastosować, lecz dlatego, że bardziej obrazowego określenia dla mgły, na której „siekierę można zawiesić”, do tej pory nie spotkałam.Ach, trochę mi się rozpisało… nieocenioną zaletą (a niekiedy przekleństwem) pisania na komputerze jest to, że atrament nigdy się nie kończy Dobranoc i snów pośród śniegu i szaro-błękitnych buków życzę….ciekawe jak teraz wyglądają one na grzbiecie Patryji (Wołosani) w okolicach Cisnej – tyle ich tam było, a złociły się w końcu września? prawdziwa bukowa oranżeria.
„Fotograf” – fajnie to brzmi, próbuję sobie przypomnieć czy był tam jakiś fotograf – stał w pobliżu Wyżniańskiego Wiechu. Caryńska to ta pod niebem. Z tej pespektywy wydaję się płaska. Śniegu jest wystaczająco na narty, ale dopiero powyżej 800 m.n.p.m. „Na bucie” chodzi się dobrze, bo szlak jest przetarty, a śnieg twardy, zamarznięty. Za to nartach można zjeżdżać w dół pomiędzy bukami slalomem, jak w najpiekniejszym śnie, szczypiąc się od czasu do czasu by upwnić sie, że to się dzieje naprawdę…Ubawiłaś mnie tym wsiadaniem do pociągu…. jednak po chwili przypomniały się czasy, kiedy kierowcy PKS-ów pasażerów z nartami nie zabierali. Wsiadanie do autobusu było bardzo stresujące. Wielokrotnie szofer sadysta mierzył człowieka wzrokiem nie wróżącym niczego dobrego, a następnie zamykał drzwi przed nosem oznajmiając z nieuktywaną satysfakcją „BRAK WOLNYCH MIEJSC!!!” Za oknem „mgła, że konia dusi” – przyczepiło się do mnie to określenie. Mimo to pobiegnę…Pozdrawiam serdecznie
W obliczu czystej i łagodnej Caryńskiej……ręką leniwie przeczesała zmierzwione włosy i przetarła zmęczone już oczy. Rozwlekłe ziewnięcie pochwyciło jeszcze kilka ożywczych cząsteczek tlenu, a z płuc na płytkim wydechu wymamrotało się na wpółsenne: „Dooobrze będzie…, będzie dooobrze”. I poszła spać, zabierając tym razem do snu myśli śnieżno-błękitne. Tej nocy przyśniły się jej narty ALE!!!……nie jak szusuje z rozwianymi włosami i szerokim uśmiechem w bryzgach białego puchu, TYLKO???……jak bezsilna i zrezygnowana, nie może dać sobie rady, by „zapakować” je w mały przedział dalekobieżnego pociągu Jakie sny potrafią być okrutne?…mszczą się bezlitośnie na kruchych marzeniach. Czy nie mogą być prostsze, mniej wyczerpujące, a rano łatwiejsze do zrozumienia? Podobno w nich ujawnia się ta skrywana część ludzkiego wnętrza, które tłumimy świadomym myśleniem i nie pozwalamy mu „dojść do głosu za dnia”. Czy ma to oznaczać, że moje marzenia o nartach to kompletna pomyłka?Wiem, że „rak potrafi na opak” – tylko żeby dzisiaj nie przyśniło mi się, iż „zjeżdżam na nartach”… pod górę?I spytam się jeszcze… tak po cichu, na ucho… co, by zielenią zbytnio nie kwitnąć pośród bieli i błękitu oraz bardziej obeznanych Gości… Rozumiem, że Caryńska to nie tam, gdzie stał Fotograf, lecz to, co fotografował Fotograf? I wspominając zeszłoroczne zdjęcie o zbliżonej dacie „Zima jest tam… gdzie mnie ma”, w zestawieniu z sąsiadującymi wydaje się, że i tym razem najwięcej śniegu było na Małej Rawce….ale to się może tylko wydawać… z pozycji biernego oglądacza – jakim jestem. Ten Kto tam był, najlepiej potrafi ocenić śnieżność Małej Rawki Pozdrawiam śnieżnym marzeniem… z lekką obawą o kolejny sen.
Ja też się przygotowuję do nowego porakowego życia jak do ślubu. Jeszcze kilka miesięcy i na wakacje będę miała nowe włosy i nowy uśmiech bez cienia smutku. Obiecuję.
Bardzo dziękuję za piękne obrazy i słowa, które są jak miód na moje serce. Cieszę się, że ktoś o mnie pamięta kiedy mi tak bardzo źle i wydaje mi się że już lepiej nie będzie. Ale zawsze jest lepiej…. Jeszcze tylko dwie chemie przede mną i będę zdrowa. Dziękuję – to za mało za taki dar. Bardzo dziękuję….
…chociaż tak: widokiem- wspomnieniem, barwą- wyobrażeniem, mroźnym powietrzem i białym puchem (na dzień dzisiejszy)- marzeniem.I przyznam, że odetchnęłam z ulgą na widok bieszczadzkiego śniegu, bo śledząc ostatnio prognozy pogody obawiałm się, że i tu zima z kalendarzem „w kulki poleciała”. Jednak patrząc na „buciane” ślady na śniegu domyślam się, że pod narty to go za mało.Dobrze, że chociaż w górach zima jakoś się trzyma…szczytów swoich możliwości – w tym sezonie ;P…wiem zgryźliwa jestem – przepraszam i wybaczcie mi, ale to z braku śniegu te niewinne? złośliwości.
Zdjęcia, takie jak to aż się proszą, by im towarzyszyły słowa poetów. Dla mnie słowo ‘Zabieszczadować’ znaczy w tym ujęciu to samo co ‘Zamarzyć’ lub ‘Zatracić się’ we wspomnieniach …
…i tak mijały – dzień za dniem, aż pod koniec mozolnego i męczącego tygodnia nie widziałam już w tym zdjęciu Stworzenia i optymistycznej światłości, lecz oddalającą się jasność i nadciągającą Apokalipsę.Niebo ze złowieszczymi chmurami wydawało mi się wtedy stałe: nieruchome i niezmienne, a światło w oddali: nieosiągalne. Ja – mając tę wizję obok siebie – wspinałam się (niczym Syzyf) po ruchomym łuku, próbując osiągnąć jako taki poziom stabilności… ciągnęło mnie do chmur, a rzeczywistość spychała w dół. Zdjęcie w swoim kadrze, mieści zaledwie kilkanaście stopni promienia tej olbrzymiej kuli trudu, która niczym piłka na wodzie nie chciała się zatrzymać i osuwała spod stóp, uniemożliwiając dobrnięcie do celu…, ale tam gdzie woda, jest i brzeg – więc wszystko nagle zatrzymało się, chmury rozproszyły, a myśli spowolniły i różowym (jak w przysłowiowych okularach) „oddechem” wypełniły… nieśmiało wyszło słońce hmmmm…jak też na interpretację czasami mocno wpływa nie tylko nastrój zdjęcia, ale też nastrój „chwili” i oglądającego pod jej wpływem Pozdrawiam
…ostrożnie stawiając kroki na srebrnych pustkowiach,wypatrując ciepłych świtów i spojrzeń…szukając po omacku znanych kształtów w wichrowych zapomnieniach…i w oczach bliskich…
… a jak wiedzieć? Znasz ścieżki za Tobą. A przed? Każdy dzień, może przynieść odmiany. To jak droga… czy to ta? Na całe życie zostało tylko drzewo. Podarowałeś mu ocalenie od zapomnienia.
Od dawna oglądam Pana zdjęcia, jedno mogę stwierdzić z całą pwenością: jest Pan Artystą, takie oko, wyczucie smaku i wrażliwość ma niewielu artystów… Dziękuję za miłe chwile.
„Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem; ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami. Wtedy Bóg rzekł: „Niechaj się stanie światłość”. I stała sie światłość.Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności.I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność nazwał nocą. I tak upłynął wieczór i poranek – dzień pierwszy.”
Na Popowej Polanie i na Piotrusiu ani w Piotrusiu Lesie jeszcze nie byłam, choć moje trasy marszowe okrążały te miejsca. Dotarłam przecież do Zawadki Rymanowskiej, do pustelni Św. Jana z Dukli, Szklarów, Daliowej i do Skansenu w Zyndranowej ( wszystkim polecam ). Miałam w planach Piotrusia i Świętą Wodę ale nie starczyło urlopu na realizację tylu marzeń. Co się odwlecze, to nie uciecze, więc do następnego spotkania, Beskidzie Niski ! ) może już na wiosnę ? Pozdrowienie dla dzielnej Kasi.
…pozwalam rozwijać się marzeniom…płyną cicho ,czasem niecierpliwie poza chmurność nieba i krańce ziemi, czasem pokorne…..by tylko ptak ich nie spłoszył skrzydłem chłodnego zmierzchu szybując w kierunku morelowego nieba….. tam w dali mieszka światło? …
Bardzo, bardzo… brakuje mi prawdziwie zimowej ciszy, kiedy śnieg tuląc świat wokół w swych puszystych objęciach tłumi wszelkie niechciane dźwieki. Wtedy czekając na przystanku i spoglądając w szaro-śnieżne niebo, a przy tym tańcząc myślami z płatkami śniegu można na chwilę zapomnieć gdzie się jest (i nawet niechcący „przegapić” tramwaj, bo tak cicho przyjeżdżają i odjeżdżają…sunąc delikatnym szumem po torach – niczym zjawy wyłaniające się ze śnieżnej odchłani).Czy będzie nam jeszcze dane posłuchać błogo-zimowej ciszy w tych drapieżnie hałaśliwych miastach?Jakaś część mnie już oswaja się z myślą, że zima była i nie wróci (ale tylko część mnie się podddaje, większość całości nadal nie traci nadziei)
Do Kasi.Wprawdzie dawno tu nie zaglądałam na dłużej, by napisać.Przepraszam nie wiem czy mogę tak pisać ale My na tym blogu to jak jedna wielka rodzina, wobec tego pozwolę sobie życzyć Tobie Kasiu optymizmu,przeżyjesz jeszcze wszystko co jeszcze mają doktory w planie bo jesteś silna i czekają na Ciebie przyjaciele na szlakach i same góry.Nie jest to wszystko łatwe bo złe samopoczucie przy chemii zniechęca do wszystkiego.A mimo to trzymaj się a ja trzymam kciuki żeby wszystko się udało.Pozdrawiam
A czemu Piotruś a nie np Loluś:). Poważnie teraz. Zachodzące słońce maluje niepowtarzalne pejzarze – ten jest klimatyczny „zabajony: czerwieniąwww.poezjajestwduszy.blog.onet.pl
Przyszłam sprawdzić, czy on śpi u siebie, a Ty u siebie. Chyba nie siedziałeś przy nim do rana?Mogę u Ciebie pozdrowić Kasię? Poczta mi nie wychodzi. Pozdrawiamy, o dziwo, też śniegowo.
Piotruś spał już pewnie w pokoju obok, na kwaterze u gaździny Anieli w drewnianej, piętrowej chałupie. Pod wieczór przychodził małomówny Józek napalić w piecu kaflowym. Jak to dzieciaki, śmiałyśmy się z nie go za plecami, bo lubił zaglądać do butelki i śpiewał wtedy na całą wieś. W cieple buchającym z pieca suszyły się przemoczone kombinezony, buty i rękawiczki. Pod ciepłą, krochmaloną kołdrą i w ogromnych poduchach człowiek czuł się ‘jak w czepku rodzony’, gdy w kominie buzował Halny, a las za łąką chwiał się i rwał do lotu. Nad dachami, nad horyzontem dziecka, widzianym z okienka na poddaszu, leciały szare chmurzyska. Wszystko zlewało się powoli w bezkształtną, czarną masę nad taflą śniegowego stoku. Hałas nocy i cisza w pokoju, pachnącym drewnem i suszona wełną, dziwnie ze sobą współgrały, jakby tak właśnie miało być do końca świata. Tą harmonię przerywał od czasu do czasu, chrzęst spadających z dachu sopli. Modliłam się, najładniej jak umiałam w gwarze góralskiej, by śnieg nie stopniał przez noc i doczekał do niedzielnego kuligu. Wszystkie psy w Brzegach, w swoich budach kładły się do snu …
…przez chwilę odpoczną między pagórkami…smoki o ciemnych rosochatych grzbietach uwolnione przez moje spojrzenia, pierwszy tuż za pierwszym planem….niewielki, prawie widzę jak się za nim skulił …drugi znacznie okazalszy ,za większym jasnym pagórem, tylko grzbietem wystaje poza jego obrys…trzeci pewnie ciągle we mnie drzemie …albo bywa chwilowo gdzieś indziej?
Przez chwilę mi się zdawało, że to nie światło słoneczne zabarwia białe pagórki, a ziemia, ruda i soczysta wyłazi spod śniegu na łysinach pól … To wrażenie spotęgowane było jeszcze bardziej przez ciemne, gęste, napęczniałe niebo, zawieszone jak topór, nad naszą głową. Niebo, co spadnie błyskawicą …, tylko kiedy ?
Pięknie jest zdążyć na taką chwilę z aparatem. Jak wiele ich ucieka…często jeszcze piękniejszych. Zostają w pamięci, w sercach, do nich wraca się kiedy zamknie się oczy. To prawda, że nie są wtedy w swojej pełni, nie wszystko pamiętamy, jakiś ten obraz często jak przez mgłę, urywkami, wrażeniami… A jednak właśnie jest w nim coś jeszcze, co bardzo trudno włożyć w zdjęcie – te wrażenia, to piękna poczucie, ten oddech w piersi, uśmiech w oku i radość, groza albo spokój…co tam w sercu zagra. Te chwile mi tym zdjęciem przypomniałeś Czado.
Na takie chwile warto czekać zawsze i wszędzie. Lecz w Górach są one błogosławieństwem szczególnie. Zawsze tą samą najlepszą nagrodą za cierpliwość Wędrowca…
…na tyle długą bądź uchwytną, że zdążyłeś sfotografować. Ja bym nie zdążyła dobiec na skraj wzniesienia, a chciałabym stanąć w złotej poświacie, spojrzeć słońcu prosto w oczy i poczuć jak ciepłym promieniem głaszcze mi twarz… i zobaczyć jeszcze chmury, które broniły słońcu pełnego światła, a pozwoliły tylko przez wąską szczelinę spojrzeć na ziemię i uśmiechnąć się…. do Ciebie.
P.S. a może to my – szaleni z zachwytu – przesuwając to w dół, to w górę (suwakiem bądź rolką myszy) w bezopamiętanym zapatrzeniu roztarliśmy o krawędzie ekranu ognistości „Nie tym razem” zabarwiając nimi kolejne obrazy …ach ta niepoprawna wyobraźnia, na siłę chce mieć swój udział w tworzeniu tychże dzieł, no ale … po tą ją mamy, by rekompensowała nam niemożliwe
…zapłonęło Niebo nocą…- wstydem,- żarem,- niespokojnymi chmurami?A może to nie Niebo z zazdrości lecz poprzedni obraz „po koleżeńsku” sam podzielił się barwą – nie mogąc jej intensywności i energii utrzymać w kadrze? Ta niemal wrzy pod górną krawędzią, a jej opary kumulując się nad „cergowym” horyzontem w końcu uleciały w toposferę kolejnego zdjęcia. Wznosząc się i wznosząc (bo bardzo lekkie są) w ostateczności dotarły aż pod granicę stratosfery następnego. Tam nie mogąc sforsować ciężkich i gęstych chmurzysk, zatrzymane na krawędzi wznisienia opadły delikatnie złotym pyłem…. zamieniając „zwyczajny” groźny i burzowy nastrój w fantastyczną bajkę.
~mavic
1 Marzec 2008 10:55
suuuuuuuuper, po prostu piękne……
~Carrmelita
1 Marzec 2008 01:29
Nie wyrabiam, Ameli Skręca mnie ze śmiechu, gdy sobie przypomnę, jak się starałaś mnie nie obudzić, stąpałaś bezszelestnie i nagle … łubudu … i Carmi otwiera zaspane ślepia z miną głodnego rekina ;-[. Dobre to było. I love it !!!
~kaika
29 Luty 2008 21:52
Dzięki, jeśli optymistyczna to przeczytam napewno. Ja teoretycznie mam większy procent szans, ale czasem tak mi trudno w to uwierzyć…..
~Jolka
28 Luty 2008 19:29
Kasiu! Właśnie skończyłam opowieść Lance’a Armstronga o jego walce z chorobą.Mając statystycznie tylko 2-3 %szans-pokonał raka ,a potem w pięknym stylu wygrał Tour de France.Ty też wygrasz ! Fajna książka,może Cię zainteresuje?A jesienny sabat bieszczadzki też mi się marzy…
~kaika
28 Luty 2008 13:06
Ja też chcę z Wami……..
~ameli
28 Luty 2008 01:37
No, tak Kadarki nie skończyłyśmy i o ile sobie przypominam to z powodu pewnego koszyczka nocy już nie starczyło.Trzeba się koniecznie spotkać i owe „niedopatrzenie” nadrobić, dobrze by było w większym gronie Tylko… ja nie jestem wstanie obiecać, że „nie będę jak budzik”. Wiem, że wręcz cierpiałaś z mojego powodu, ale i ja męczyłam się, żeby do tej szóstej w łóżku wytrzymać, kiedy słońce dzień witało. Przepraszam…I uwierz mi, im bardziej starałm się być cicho, tym głośniej mi to wychodziło… a szczególnie szeptanie (no cóż, prawo Murphiego skutecznie działało).Ale jest na to sposób… wstać i wyjść bez mycia i jedzenia, a wrócić ze świeżymi bułeczkami, kiedy już wstaniecie – prosto na śniadanie Po ostatnich kilku nieudanych próbach wyjazdu w góry zaczęłam siebie dypolomatycznie przekonywać, że góry nie są dla mnie, że za daleko mi do nich i w ogóle…że jak znajdę się tam raz do roku – „od wielkiego święta”, to powinno mi wystarczyć – człowiekowi z nizin…itd, itp.Ale jak teraz wiem kiedy będziesz na szlaku to myśli spokoju już mi nie dadzą i będę cały czas „kombinowała”, jak w tym samym czasie, być tam gdzie i Ty.Zobaczymy…czas pokaże…W taki razie… prawdopodobnie do zobaczenia…coś się wymyśli
~ameli
28 Luty 2008 00:03
Kasiu spacer jak najbardziej wskazany, nad Wisłą też są urocze zakątki. Znam ją z Włocławka i Ciechocinka, pewnie i u Ciebie tworzą się malownicze rozlewiska lub piaszczyste łachy leniwie wygrzewają swoje „brzuchy” w słońcu. Z pewnością znajdziesz już bazie i malutkie listki na krzakach. Ostatniej niedzieli widziałm powracające kluczem ptaki na niebie.Wiosna (przynajmniej w centralnej Polsce) idzie w wielkich butach, znacząc swoje ślady, a jeśli nawet spadnie jeszcze śnieg, to tylko taki na otarcie łez po niebyłej zimie.Uśmiechnij się do słońca, ogrzej w jego promieniach, poszukaj młodych pędów trawy, posłuchaj jak ptaki już doniośle śpiewają, a rozkwitną pąki marzeń w Twoich myślach. Gdy poczujesz ciepły, pachnący zielenią wiatr siły i ochota powrócą, zobaczysz… poczujesz się weselej i lżej zrobi Ci się na duszyczce. Energia płynąca z Natury jest niebywałym lekarstwem na wszelkie dolegliwości delikatnej i wrażliwej duszy.Pozdrawiam cieplutko wiosennym wietrzykiem,choć nieukrywam, że za zimą mi tęskno.
~kaika
27 Luty 2008 20:58
Dzięki wielkie! Naprawdę mi lepiej gdy czytam takie słowa. Najbardziej się boję, że przestanę mieć marzenia, że nie będzie chcialo mi się chcieć,. że moja dusza się rozleniwi. A więc pójdę jutro na długi spacer i popatrzę chociaż na Wisłę, bo w Płocku nie ma gór i może znowu zacznę marzyć. Dziękuję.
~Carrmelita
27 Luty 2008 02:18
To pewnie znaczy, że wszystko płynie i odradza się, a kolejny dzień może być lepszy od tego, który właśnie mija. Wiara bywa, gdy życie nie jest snem lecz całym światem … Uszy do góry, Kasieńko ! Zobaczysz, że jeszcze pójdziesz z nami w Bieszczady, na szlak Nie wiem, jak nasi przyjaciele na blogu, ale ja planuję wypad na 10-14 dni na przełomie IX i X , jak w zeszłym roku. Zdrowiej więc Kasiu, bo czekamy na Ciebie. Przerobi się długie i cięższe trasy na łatwiejsze ( żebyś się nie przemęczyła po rekonwalescencji ) i dasz sobie radę. Gdy się zmęczymy, to zafundujemy sobie relaks na tarasie w promieniach jesiennego słońca, z widokiem np. na Poł. Caryńską, zawinięte w koce, na leżakach z książkami i mapami ( planujące nowe trasy ), z bulionem ze „Starego Sioła” na rozgrzewkę ( tam są boskie zupy ! ) i winem dla animuszu ….? Weźmiemy specjalistkę od „wbiegów” i „zbiegów” z góry, czyli oczywiście Ameli ( jeśli obieca, że da mi się wyspać i nie będzie jak budzik o 6.00 ) ) . Może spełni się nam ta nieskończona „Kadarka” z Rymanowa Zdr. ? Trzymam za to kciuki ! Niech Ci się ziszczą marzenia, Kasiu ;D
~kaika
25 Luty 2008 22:00
Dziś mi lepiej i świat wygląda inaczej…. Po pokoju lata mucha, jakaś zaspana, ale prawdziwa, a więc zbliża się wiosna. Jakoś ostatnio nie widzę siebie w tych górach, czy to znaczy, że tam nie pojadę? Oby nie….
~Jolka
25 Luty 2008 19:17
Kasieńko ! Takim myślom mówimy zdecydowane NIE !!! Będzie dobrze,tylko jeszcze trochę …Trzymam kciuki !
~kaika
24 Luty 2008 21:19
Mam dziś doła i wydaje mi się ,że nie pokonam tego paskudnego raka, z którym walczę od tylu miesięcy. Mam jednak nadzieję, że jeśli mi się nie uda, to przynajmnie j w Niebie będzie tak jak na tych wszystkich zdjęciach. Jeśli to tam właśnie trafię. Bo w piekle już byłam ( chemioterapia)…..
~facet
24 Luty 2008 19:01
i cała seria doskonałych fotek.. właśnie,..jakiejś obcej zimy,… przez cały rok przez trzy dni widziałem śnieg… Pozdrawiam
~Carrmelita
24 Luty 2008 11:07
Pierwsze zdjęcie od góry przypomina nastrojem to z 14 lutego pt. ‘Po własnych śladach’ z drogowskazem na Poł. Caryńskiej. Drugie jest jak modlitwa buddyjskiego mnicha w świątyni na ‘dachu świata’ – hipnotyzuje i wciąga. Trzeci obraz to bieszczadzka ikebana, nostalgiczna i pełna refleksji …
~elihu
24 Luty 2008 01:56
Kiedy byłam za granicą i juz naprawdę nie wiedziałam czy wrócę, odcięta od marzeń i pamięci trafiłam znowu tutaj. I wiedziałam, że nigdy nie mogę przestać tęsknić. Bo zawsze znajdzie się ktos, kto mi przypomni, że kocham zwykłą deszczową Polskę. Dziekuję Panu szczególnie, że wtedy nie zapomniałeś pokazywać jak pieknie jest u nas zimą.
~Memory
22 Luty 2008 16:00
Dziekuje za cenne uwagi, na pewno przydadza sie w przyszlosci. Rowniez pozdrawiam!!
~czado
21 Luty 2008 22:31
Na wiosnę, gdy w nocy są przymrozki, śnieg jest twardy, daje się chodzić „na bucie”. Bardzo przydają się w kijki z odpowienimi (zimowymi) talerzykami. W takich warunkach zrobiłem te zdjęcia, choć ja poruszałem się na nartach …i ta jazda w dół…
~czado
21 Luty 2008 22:20
W Bieszczadach raki na ogół nie są potrzebne. Bardziej przydają się narty ski-turowe lub rakiety śnieżne. W wyższych górach raki, czekan czy inny sprzęt wpinaczkowy mogą okazać się konieczne. Nawet z dobrym sprzętem i przy sprzyjającej pogodzie zimowe czasy przejść bywają kilka razy dłuższe niż letnie, łatwo o wychłodzenie, odmrożenia…Po prostu nie należy wybierać się zimą na górskie szlaki bez doświadczonego przewodnika, który zdecyduje co należy zabrać i czy warunki pozwalają na bezpieczną wędrówkę. Pozdrawiam.
~Memory
21 Luty 2008 20:37
Patrzac na te zdjecia tak sie zastanawiam – czy chodzenie po gorach w zimie wymaga jakiegos specjalnego sprzetu: raki czy tym podobne…??? Nigdy nie bylam w gorach w zimie, wiec w tym temacie jestem laikiem. Odp
~rude wredne
21 Luty 2008 18:10
Ajj, niechaj już sobie idzie… . Wiosny, wiooosny… .!
~.ja
21 Luty 2008 08:11
zdobyć świata szczyt! )
Vienewi
21 Luty 2008 00:51
Aż żyć się chce… i takich chwil doczekać…
~kaika
20 Luty 2008 21:07
Te chmury są jak wata cukrowa z trzcinowego cukru. Gdyby można wyciągnać rękę, sięgnąć kawałek i spróbować… Jestem pewna że są słodkie.
~kamyczek_
20 Luty 2008 18:23
Patrzę na pierwsze zdjęcie- te chmury jakby mi nad głową płynęły, takie wyraźne, jakbym sama tam stała i mogła ich dotknąć,drugie zdjęcie-to już nie spacer, nie wędrówka, a jak modlitwa w ciszya na trzecim widzę – szczęśliwe drzewko, że może rosnąć w takim miejscuTyle spokoju przynoszą nam te obrazki z gór…
weronikaloboda@buziaczek.pl
20 Luty 2008 08:30
Witaj, chcesz zabłysnąć nagłówkiem? Zamów już teraz extra nagłówek za niewielką cene wejdz na http://www.naglowki-analleba-xx-zz.blog.onet.plZapraszam!!!
~czado
20 Luty 2008 08:15
Widziałem, ale odwróciłem głowę w drugą stronę
gojka21@wp.pl
20 Luty 2008 00:05
zima, zima… a moze tak chociaz kawalek wiosny widziales? Gdzies po drodze..