Chętne ręce kierowane dobrą myślą sprawiające, że czas traktuje kapliczkę jak własne dziecko.
Otwarte myśli, które łączą obraz miejsca z historią pokoleń związanych z tą ziemią.
Wędrowcy, którzy znajdują wytchnienie i wiatr we włosach.
A ja w pogodę, w którą jak mówiła Mama: „…psa by z domu nie wygnał…”, nie wiedząc o tym co przeczytam później , okrążam kapliczkę kolejny raz.
Czy gdzieś jeszcze tak jest? Pytałem kiedyś…
Przyjemnie jest spotkać dobrych znajomych w odludnym jak by się wydawało miejscu.
Pozdrawiam serdecznie
~Carrmelita
27 Styczeń 2008 22:23
To zdjęcie sprawiło, że z tęsknotą i pokorą wróciłam do magicznego zdjęcia pt. ‘Nie pytaj’ z 05.01.2008. i opowiedziałam tam bajkę, dla wszystkich sennych i zmęczonych wędrowców. Dobranoc. Kto ciekaw, niech posłucha …
~Carrmelita
27 Styczeń 2008 20:58
Rzeczywiście, Ameli, przeciwności w tym obrazie jest wiele. Pierwszy plan więzi mnie i stresuje. Przedzieram się przez żywopłoty drzew i marzę o wyrwaniu się na wolną przestrzeń białych pól i dalej na pagórki pod Cergową, gdzie czeka mnie wytchnienie. Nad głową światło i kolor, ciepło i spokój. Jakby ktoś roztarł po niebie garść ‘smolinosów’ i ich barwą zamalował widnokrąg. Przed oczami mam soczyste obrazy Van Ghoga, pełne owoców, tropikalnych kwiatów, piasku w kolorze granatu. ( Przypomina mi się Dominikana w słońcu … Duże plamy gorących barw, cienie palm tańczące po powiekach, skwar wypalający rzęsy na blond. Wielki żółw na rafie, dwa metry pode mną, uciekający mi … Choć się staram i tak nie mogę za nim nadążyć …). Pozwalam więc uciec słońcu, odpuszczam, zostawiam na później tą wspinaczkę na szczyt Cergowej. Czuję, że nie muszę teraz robić nic, wystarczy, że jestem i czuję to każdą komórką ciała.
~ameli
26 Styczeń 2008 03:38
Niemal zasypiałam „dziubiąc” monotonnie w klawiaturę… kawa przestała już działać (zresztą poparzyłam sobie przez nią język), cucące czekoladowe mikołaje skończyły się, herbata miętowa nie przechodzi już przez gardło, nawet pobudzająca muzyka straciła swoją moc… a tu trzeba skończyć na jutro to co trzeba… i tak szukając jakiegokolwiek pretekstu, by się choć na chwilę wyrwać:- …a „przejdę się”- zobaczę, pewnie nic nowego nie ma, bo wszyscy już śpią…ale przejdę się …zobaczę…chociaż kapliczkę jeszcze raz.I co widzę… istne oczarowanie:- Fioletowe góry… przecudnie fioletowe góry, a nad nimi niebo w barwach moich marzeń i snów – uwielbiam ten kolor. Wydaje się pomarańczowy, ale czasami jakby różem czy czerwienią podświetlony… taki kolor na niedostrzegalniej granicy pomarańczu i różu z cynobrem – wyśmienity! Zresztą pomarańczowym (w jakim odcieniu by nie był) zawsze będę się zachwycała – dla mnie to kolor ponad wszystkie inne (gdy założę swoją ulubioną kurtkę, szalik, rękawiczki i spodnie – wyglądam jak marchewka). A tegoż połączenia fioletu z pomarańczem pozazdrościliby sami impresjoniści - Harmonijne skosy ośnieżonych krawędzi pagórków łagodnie sprowadzają wzrok spod samego nieba w tajemniczy gąszcz rytmicznie ułożonych „patyczków”. Na górze było tyle przestrzeni i ciepła, a u podnóży ciaśniej, zimniej w barwach i bardzo tajemniczo….i jakby któś środkowy pagórek kakaem obsypał, ale to pewnie tylko omamy wzrokowe z tęsknoty za skończonymi czekoladowymi mikołajkami - A co mnie w tym obrazie tak bardzo „uwiodło”?…że barwy to już wiadomo, ale też zderzenie idealnie gładkiej tafli nieba z misterną fakturą pierwszego planu – tyle przeciwstawieństw jest w tych niemal jednakowej szerokości „pasach”. U góry jak wypolerowane, a na dole mnóstwo chropowatości, u góry ciepło – na dole zimno, jedność – liczne pionowe podziały, tam nas wciąga – tu zatrzymuje, tam rozpościeramy skrzydła – tu tulimy je w ciasnocie… i tak by jeszcze wymieniać.Gdybym miała „wyciągnąć esencję” z tegoż obrazu pozostawiłabym tylko pomarańczowy pas nieba i błękitniejący pierwszy plan z opadającym na lewo łagodnym skosem, a pomiędzy nimi fioletowe „łagodności” Cergowej – i to byłoby wszystko… i tak pewnie zapamiętam „Nie tym razem…”Rozgadałam się znowu bezwiednie… a chciałam tylko wyznać, że w połowie nocy nic tak nie rozbudza moich zmysłów i nie dodaje mi tyle energii, co nowe zdjęcie na blogu…warto czasami posiedzieć dłużej Teraz już rozbudzona, co by nie powiedzić pobudzona ;P przetrwam jeszcze trochę i skończę to, co mam skończyć.Pozdrawiam