Przepraszam,ze sie wtrace i moze mam inne zdanie,ale wg mnie czlowiek,ktory nie pochodzi z gor niebylby w stanie oddac ich piekna.Co z tego ..mozna robic zdjecia,ale zeby oddac w nich emocje,przeslanie,uczucia trzeba byc naprawde dobrym fotografem i w tym przypadku mieszkac w gorach….Jednym slowem Beskid Niski gora;))Pozdrawiam
Jedno pytanie do Ciebie – bo jakoś nie wywnioskowałam tego z lektury bloga (może dlatego, że czytuję, a raczej oglądam go stosunkowo od niedawna, a może dlatego, że zwykle na opisy nie patrzę, lecz samym fotografiom się przyglądam… A natura moja ciekawska ) – czy w górach mieszkasz, czy tylko odwiedzasz je od czasu do czasu?
Czułem podczas czytania, że coś sie wydarzy . W Bieszczadach i Beskidzie Niskim też można spotkać jadowitego węża – żmiję zygzakowatą. Zdarzylo mi się to kilka razy. Pozdrawiam.
Witam serrdecznie, tym razem, jak zwykle zreszta, marze sobie, ze tam jetsem…… czuje zapachy wiosny tej tak dlugo wyczekiwanej, tej ktora napawa nas energia na caly rok nastepny. Marze, ze stoje tam, dlugo, patrze i serce me plonie z zachwytu nad Swiatem, przeciez taki piekny jest. jak ja mam daleko do tego…..Wlasnie lza sie w oku zakrecila i ….Dzis bylam na spotkaniu z przyrodnikami w kanuionie okolicznej rzeki, z wszystkich proponowanych wycieczek, jednoglosnie bez slow cala moja rodzina ( liczaca sztuk 3 ) pomaszerowala tropiac grzechotniki. Ludzie jak to ludzie wypytywali, dzieci lekko poddenerwowane. Prezwodnik podal najwazniejsze wskazowki …… i nakazal podnosic kamyki, bo nasi przyjaciele o tej porze dnia powinny sie tam wlasnie skrywac. Wyruszylismy na lowy …..Idziemy sobie, idziemy wszyscy podnaosza kamyki i podnosza a ja nie, chyba za stara ze mnie osobka na tyle odwagi. Zdecydowalam sie jednak zapytac przewodnika co bedzie jak podniose ten oto kamien no a pod niem bedzie ten moj mily w dotyku a nie mily w kaszeniu waz??? Nie wiem czemu ale obawialam sie, ze waz zechce mi zaaplikowac dawke jadu. Pan ze stoickim spokojem odparl moje obawy. Waz sie bedzie, przeciez, mnie bal i zabierze swe cialo i w nogi….mimo iz brzmialo to zdecydowanie, realnie, prawdopodobnie i przekonujaca wolalam sie skupic na podgladaniu innych, kiedy wystawiaja sie na to ryzyko. pomyslalam, mam nadzieje – slusznie, ze jak zobacze kogos innego w takiej akcji, upewnie sie co bedzie grane. Wtedy podejme to ryzyko jak mopi poprzednicy. NIestety wycieczka dobiegala konca a grzechotnika w naturalnych warunkach nie zobaczylismy, wracalismy do miejsca wymarszu raznym krokiem, ja znalazlam sie miedzy przodownikami grupa a wlekacymi sie z dzieciakami rodzicami. No i stalo sie strach przeszyl mnie od stopy po koniuszki wlosow. krok razny, zmierzajacy wesolo w przod…. az nagle widze weza sunacego pod moaja stopa, w jednej sekundzie widzialam nastepna klatke tego co moglo sie …., moja spadajaca noga przygniata weza a ten w odwecie zawija swe cialo i zanurza swe zabenki w mojej nodze – wstrzykujac jad…. AAAAAAAAAAAA!!!! pomyslalam, daleko do szpitala!! – ciekawe, ze w jedna sekunde no moze nawet dwie czlowiekowi tyle mysli moze przeleciec przez glowe – madre z nas istoty ..::))Mialam wrazenie, ze ze strachu zamarlam z noga w powietrzu, dokladnie jakby zatrzymano kadr filmu albo nagle zaczelo zycie sie toczyc w systemie poklatkowym. W efekcie waz umknal, nie zostal zdeptany. Ja z wrazenia krzyczala, „waz, waz..znalazlam weza!!!”….krzyczac to mialam swiadomosc, ze zrozumie mnie tylko maz i corka jednak angielskie slowo nie bylo w stanie wcisnac sie w gardlo. Przewodnik, oczywiscie nie wiedzial co jest grane ale zamarl na chwile, zerknal na mojego lubego, ten zeznal prawde ppo angielsku i wnet przybiegla cala zgraja ciekawskich, z nimi jakas pani reporter, ktora sie z niami akurat zapaletala w ta ze ture wycieczkowa. Zaczela wypytywac kim jestem, skad, itd itp. bede wiec slawna……blahha ha przewodnik poinformowany o tym, gzdie czmychnal wazn dokladnie po pierwszym rzucie oka na widoczny skrawek grzbietu weza, rzucil sie na trawe.. Wygladalao jakby chcial swoim cialem nakryc go, pozbawiajac mozliwosci ucieczki. Zastanowilo nas to bardzo, jego dowaga byla zaskakujaca…. za chwile okazalo sie, ze to nie byl grzechotnik, jakis nie majacy ochoty na gryzienie kogo kolwiek, zastraszony przedstwaiciel gatunku.. z wrazenia nazwy oczywiscie nie pamietam. Z tym, ze jego skora przypominala grzechotnika, zwykly zjadacz chleba nie zobaczy roznicy w mgnieniu oka. Rzeczywiscie, pozniej dotykalam grzechotnika, mimo podobnej kolorystyki ten byl gladki, grzechotnik ma tak specyficzne luski z wyraznie wyczowalna roznica poziomow…cholewcia ale sie rozpisalam…..zaraz zabieram sie za zczytywanie fotek jak jakas wyszla wcisne na swojego blogaska, moze bedziesz mial ochote zobaczyc.. jak tak to wpadnij kiedys….blogofotki.blog…..pl
~;.)
15 Maj 2006 19:57
Takie… przestrzenne.. Piękne!!
~;.)
15 Maj 2006 19:56
Piękne…
wolfbitch@vp.pl
14 Maj 2006 21:30
Przepraszam,ze sie wtrace i moze mam inne zdanie,ale wg mnie czlowiek,ktory nie pochodzi z gor niebylby w stanie oddac ich piekna.Co z tego ..mozna robic zdjecia,ale zeby oddac w nich emocje,przeslanie,uczucia trzeba byc naprawde dobrym fotografem i w tym przypadku mieszkac w gorach….Jednym slowem Beskid Niski gora;))Pozdrawiam
angel990@poczta.onet.pl
14 Maj 2006 18:07
bardzo ciekawie to wyszło pzdr Słomka
~czado
14 Maj 2006 16:35
Mieszkam w Rymanowie Zdroju, we wschodniej części Beskidu Niskiego. W Bieszczady mam ok. 100 km.
~Julia
14 Maj 2006 16:23
Poprzez fotografie dostarczasz duzo pozytywnych odczuc. I niech tak bedzie zawsze. Niech tak bedzie pieknie- jak jest!
~ZuzQa
14 Maj 2006 16:12
Jedno pytanie do Ciebie – bo jakoś nie wywnioskowałam tego z lektury bloga (może dlatego, że czytuję, a raczej oglądam go stosunkowo od niedawna, a może dlatego, że zwykle na opisy nie patrzę, lecz samym fotografiom się przyglądam… A natura moja ciekawska ) – czy w górach mieszkasz, czy tylko odwiedzasz je od czasu do czasu?
~czado
14 Maj 2006 07:51
Czułem podczas czytania, że coś sie wydarzy . W Bieszczadach i Beskidzie Niskim też można spotkać jadowitego węża – żmiję zygzakowatą. Zdarzylo mi się to kilka razy. Pozdrawiam.
~fotos_kowiczka
14 Maj 2006 07:23
Witam serrdecznie, tym razem, jak zwykle zreszta, marze sobie, ze tam jetsem…… czuje zapachy wiosny tej tak dlugo wyczekiwanej, tej ktora napawa nas energia na caly rok nastepny. Marze, ze stoje tam, dlugo, patrze i serce me plonie z zachwytu nad Swiatem, przeciez taki piekny jest. jak ja mam daleko do tego…..Wlasnie lza sie w oku zakrecila i ….Dzis bylam na spotkaniu z przyrodnikami w kanuionie okolicznej rzeki, z wszystkich proponowanych wycieczek, jednoglosnie bez slow cala moja rodzina ( liczaca sztuk 3 ) pomaszerowala tropiac grzechotniki. Ludzie jak to ludzie wypytywali, dzieci lekko poddenerwowane. Prezwodnik podal najwazniejsze wskazowki …… i nakazal podnosic kamyki, bo nasi przyjaciele o tej porze dnia powinny sie tam wlasnie skrywac. Wyruszylismy na lowy …..Idziemy sobie, idziemy wszyscy podnaosza kamyki i podnosza a ja nie, chyba za stara ze mnie osobka na tyle odwagi. Zdecydowalam sie jednak zapytac przewodnika co bedzie jak podniose ten oto kamien no a pod niem bedzie ten moj mily w dotyku a nie mily w kaszeniu waz??? Nie wiem czemu ale obawialam sie, ze waz zechce mi zaaplikowac dawke jadu. Pan ze stoickim spokojem odparl moje obawy. Waz sie bedzie, przeciez, mnie bal i zabierze swe cialo i w nogi….mimo iz brzmialo to zdecydowanie, realnie, prawdopodobnie i przekonujaca wolalam sie skupic na podgladaniu innych, kiedy wystawiaja sie na to ryzyko. pomyslalam, mam nadzieje – slusznie, ze jak zobacze kogos innego w takiej akcji, upewnie sie co bedzie grane. Wtedy podejme to ryzyko jak mopi poprzednicy. NIestety wycieczka dobiegala konca a grzechotnika w naturalnych warunkach nie zobaczylismy, wracalismy do miejsca wymarszu raznym krokiem, ja znalazlam sie miedzy przodownikami grupa a wlekacymi sie z dzieciakami rodzicami. No i stalo sie strach przeszyl mnie od stopy po koniuszki wlosow. krok razny, zmierzajacy wesolo w przod…. az nagle widze weza sunacego pod moaja stopa, w jednej sekundzie widzialam nastepna klatke tego co moglo sie …., moja spadajaca noga przygniata weza a ten w odwecie zawija swe cialo i zanurza swe zabenki w mojej nodze – wstrzykujac jad…. AAAAAAAAAAAA!!!! pomyslalam, daleko do szpitala!! – ciekawe, ze w jedna sekunde no moze nawet dwie czlowiekowi tyle mysli moze przeleciec przez glowe – madre z nas istoty ..::))Mialam wrazenie, ze ze strachu zamarlam z noga w powietrzu, dokladnie jakby zatrzymano kadr filmu albo nagle zaczelo zycie sie toczyc w systemie poklatkowym. W efekcie waz umknal, nie zostal zdeptany. Ja z wrazenia krzyczala, „waz, waz..znalazlam weza!!!”….krzyczac to mialam swiadomosc, ze zrozumie mnie tylko maz i corka jednak angielskie slowo nie bylo w stanie wcisnac sie w gardlo. Przewodnik, oczywiscie nie wiedzial co jest grane ale zamarl na chwile, zerknal na mojego lubego, ten zeznal prawde ppo angielsku i wnet przybiegla cala zgraja ciekawskich, z nimi jakas pani reporter, ktora sie z niami akurat zapaletala w ta ze ture wycieczkowa. Zaczela wypytywac kim jestem, skad, itd itp. bede wiec slawna……blahha ha przewodnik poinformowany o tym, gzdie czmychnal wazn dokladnie po pierwszym rzucie oka na widoczny skrawek grzbietu weza, rzucil sie na trawe.. Wygladalao jakby chcial swoim cialem nakryc go, pozbawiajac mozliwosci ucieczki. Zastanowilo nas to bardzo, jego dowaga byla zaskakujaca…. za chwile okazalo sie, ze to nie byl grzechotnik, jakis nie majacy ochoty na gryzienie kogo kolwiek, zastraszony przedstwaiciel gatunku.. z wrazenia nazwy oczywiscie nie pamietam. Z tym, ze jego skora przypominala grzechotnika, zwykly zjadacz chleba nie zobaczy roznicy w mgnieniu oka. Rzeczywiscie, pozniej dotykalam grzechotnika, mimo podobnej kolorystyki ten byl gladki, grzechotnik ma tak specyficzne luski z wyraznie wyczowalna roznica poziomow…cholewcia ale sie rozpisalam…..zaraz zabieram sie za zczytywanie fotek jak jakas wyszla wcisne na swojego blogaska, moze bedziesz mial ochote zobaczyc.. jak tak to wpadnij kiedys….blogofotki.blog…..pl