Gdy na zewnątrz jest 5st. C pada i wieje, a o pogodzie mówi się, że "psa by z domu nie wygnał" nie zawsze jest ochota na bieganie. Po głowie chodzą myśli w rodzaju: przecież nie musisz, przemokniesz, zmarzniesz, nie wyleczyłeś jeszcze grypy, doprawisz się...
W takich momentach staje mi przed oczami sylwetka syna ubranego do biegania, kierującego sie do wyjścia ze słowami:
- Słabe bociany zostają w kraju!
Dla mnie to najbardziej motywujący tekst jaki kiedykolwiek usłyszałem. Więc przebieram się z myślą, że to przenikające do szpiku kości wilgotne zimno odstąpi mnie gdy zacznę biec.
I rzeczywiście po kilkuset metrach podbiegu jest mi tak ciepło, że muszę rozsunąć zamek kurtki, a gdy to nie pomaga zwolnić tempo by się nie przegrzać.
To jest czas by pomyśleć, nacieszyć się tą pozytwną energią wyzwoloną przez rzucane w twarz porywistym wiatrem krople deszczu. Nie wydają się zimne, przeciwnie ich temperatura jest optymalna do schłodzenia gorącej krwi płynącej do mózgu. Doskonale zaprojektowana chłodnica. Nie muszę tracić wody na pocenie się, deszcz załatwia to za mnie. Pozostanie w domu z powodu tej niby złej pogody byłoby błędem, by nie napisać porażką. Dociera do mnie jak piękny jest las w deszczu.
Kolory są bardziej intensywne, mgła dodaje tajemniczości miejscom, które jak mi się wydawało, znam na wylot. Jest fantatastycznie. To z pewnością najlepszy trening w tym sezonie. Niewymuszony planem treningowym. Bieg dla samej radości biegania.
Teraz jestem biegaczem!
Kiedyś wypsnęło mi się to w rozmowie, a zaraz potem przyszła refleksja... Co upoważnia cię do takiego określenia? Ukończone ultramaratony, choćby najtrudniejsze?
Nie. Biegaczem jestem teraz, kiedy wydaje mi się, że ta ścieżka po której biegnę, ten las, czekały tu na mnie aż się nimi zachwycę i podzielę się swoim szczęściem...
Brzanka, Pogórze Ciężkowickie.