W miłości i sielskości wiosennej przyrody wyrabiałyśmy ciasto na baby, karmiliśmy kurczaki, poiliśmy konie przy studni i krochmaliliśmy obrusy i w sieni domu. Udzielała nam się wiosenna aktywność świata wokół. Wszystko robiliśmy z zapałem i wspólnie, a każdy miał jakieś zadanie i chciał się czegoś nauczyć. Dziś mama uczy mojego chrześniaka, 10-letniego Maćka, jak robi się kluski leniwe ( a dzieciak ma wielką frajdę w wyrabianiu ciasta, wałkowaniu kluch i szatkowaniu nożem ). Natomiast ojciec Maciusia, wielki biznesmen, co ogródka skopać nie umie, ma jak zawsze ostatnie słowo do powiedzenia w każdej kwestii: ‘Po co ty głowę zawracasz chłopcu tymi historiami kuchennymi, po co on siedzi przy garach, na co mu to ?! ‘ Pozostawiam bez komentarza …
Przypominają mi się Wielkanoce ferie na wsi, u rodziny mojej babci nad wijącym się Liwcem. Chodziliśmy nad rzekę po bazie, puszyste koćki do święconki i dla ozdoby stołu. Na polach kwitła zagonami koniczyna i mlecze. Pod pierzyną u cioci Jasi, w pudełku, wygrzewały się świeżo wyklute kurczaczki i kaczki. Ciocia karmiła je jajkami na twardo z jakąś zieleniną, które ja z siostrą szatkowałyśmy w drobną kostkę. W chłodnej spiżarni wisiały pęta kiełbas i kaszanek, boczek i salcesony, stały kosze z jajami i smalec ze skwarkami w kamiennych kwartach. Sąsiad cioci miał domową masarnię, a smaku wędlin jego roboty nigdy w życiu nie zapomnę … W spiżarni można było jeszcze znaleźć beczkę kiszonej kapusty, misy z twarogiem, przykryte gazą i dochodzące mleko zsiadłe. Pułki uginały się pod ciężarem słoików z przetworami. Pomagałyśmy cioci wyrabiać ciasto drożdżowe na baby i piec pączki z nadzieniem z dzikiej róży, a potem posypywałyśmy je cukrem pudrem, tartym przez sito … Zobacz, Czado, jak to można płynnie przejść od kwietnej łąki do wiejskiej spiżarni …
Wiele lat temu, w dni świąteczne, babcia brała koc i szło się albo do sadu, albo na tzw. „międzę”, aby poleżeć i odpocząć po obiedzie. Przez dwie godziny nie robiłam nic, tylko (leżąc na plecach) obserwowałam niebo, albo (na dowolnie wybranym boku) las i pole, albo (na brzuchu) śledziłam mikrokosmos, rozciągający się za skrajem naszego koca-statku płynącego po łące. I tam były właśnie te kwiateczki, bo to były łąki użytkowe i dlatego były na nich wyki (te niebieskofioletowe), koniczyna łąkowa, która tu rozwija purpurową koronę i te żółciutkie, rwące oczy komonice. I w mojej pamięci one są tak cudne, jak na zdjęciach Waldka i po raz kolejny dziękuję Bogu, że ja mieszkam tu, gdzie jeszcze można iść z kocem na skraj łąki…
ja mogę pobiec;))) razem rzeczywiście raźniej i jak to mówią księżyc jest zwykłą lampą, kiedy nie ma z kim cieszyć się jego urokiem…ja narzaie biegam za kimś, za czymś, chcę w końcu pobiec dla siebie i mieć pod stopami taki dywan…
pod stopami… zazdroszczę tego dywanu! Czy znajdzie się ktoś kto pobiegnie za mną na łąkę? U Ciebie tak kwiatowo – a za oknem zimnica brrrrmiłego dnia:)
~mau
19 Czerwiec 2008 06:32
Tak bardzo uwielbiam lwie paszcze! to moje ulubione kwiatki. Ale jeszcze nigdy nie widzialam tak pieknych w moim ulubionym kolorze fioletu … cudo
~Carrmelita
22 Marzec 2007 23:01
W miłości i sielskości wiosennej przyrody wyrabiałyśmy ciasto na baby, karmiliśmy kurczaki, poiliśmy konie przy studni i krochmaliliśmy obrusy i w sieni domu. Udzielała nam się wiosenna aktywność świata wokół. Wszystko robiliśmy z zapałem i wspólnie, a każdy miał jakieś zadanie i chciał się czegoś nauczyć. Dziś mama uczy mojego chrześniaka, 10-letniego Maćka, jak robi się kluski leniwe ( a dzieciak ma wielką frajdę w wyrabianiu ciasta, wałkowaniu kluch i szatkowaniu nożem ). Natomiast ojciec Maciusia, wielki biznesmen, co ogródka skopać nie umie, ma jak zawsze ostatnie słowo do powiedzenia w każdej kwestii: ‘Po co ty głowę zawracasz chłopcu tymi historiami kuchennymi, po co on siedzi przy garach, na co mu to ?! ‘ Pozostawiam bez komentarza …
~czado
18 Marzec 2007 23:48
U mnie było podobnie, może nie tak bogato, ale najważnieszą przyprawą, do tych wszystkich skarbów była miłość, której mamie nigdy brakło…
~Carrmelita
18 Marzec 2007 12:04
Przypominają mi się Wielkanoce ferie na wsi, u rodziny mojej babci nad wijącym się Liwcem. Chodziliśmy nad rzekę po bazie, puszyste koćki do święconki i dla ozdoby stołu. Na polach kwitła zagonami koniczyna i mlecze. Pod pierzyną u cioci Jasi, w pudełku, wygrzewały się świeżo wyklute kurczaczki i kaczki. Ciocia karmiła je jajkami na twardo z jakąś zieleniną, które ja z siostrą szatkowałyśmy w drobną kostkę. W chłodnej spiżarni wisiały pęta kiełbas i kaszanek, boczek i salcesony, stały kosze z jajami i smalec ze skwarkami w kamiennych kwartach. Sąsiad cioci miał domową masarnię, a smaku wędlin jego roboty nigdy w życiu nie zapomnę … W spiżarni można było jeszcze znaleźć beczkę kiszonej kapusty, misy z twarogiem, przykryte gazą i dochodzące mleko zsiadłe. Pułki uginały się pod ciężarem słoików z przetworami. Pomagałyśmy cioci wyrabiać ciasto drożdżowe na baby i piec pączki z nadzieniem z dzikiej róży, a potem posypywałyśmy je cukrem pudrem, tartym przez sito … Zobacz, Czado, jak to można płynnie przejść od kwietnej łąki do wiejskiej spiżarni …
~czado
11 Czerwiec 2006 21:51
U mnie też był koc w niedzielę… i może stąd to zdjęcie…
~Marcella
10 Czerwiec 2006 13:35
Wiele lat temu, w dni świąteczne, babcia brała koc i szło się albo do sadu, albo na tzw. „międzę”, aby poleżeć i odpocząć po obiedzie. Przez dwie godziny nie robiłam nic, tylko (leżąc na plecach) obserwowałam niebo, albo (na dowolnie wybranym boku) las i pole, albo (na brzuchu) śledziłam mikrokosmos, rozciągający się za skrajem naszego koca-statku płynącego po łące. I tam były właśnie te kwiateczki, bo to były łąki użytkowe i dlatego były na nich wyki (te niebieskofioletowe), koniczyna łąkowa, która tu rozwija purpurową koronę i te żółciutkie, rwące oczy komonice. I w mojej pamięci one są tak cudne, jak na zdjęciach Waldka i po raz kolejny dziękuję Bogu, że ja mieszkam tu, gdzie jeszcze można iść z kocem na skraj łąki…
cascata@op.pl
1 Czerwiec 2006 19:21
Mmm… Cóż za kolorystyka
~czado
31 Maj 2006 14:15
Niedaleko Rymanowa . Musi padać by kwiatki nie zwiędły. Gdy po deszczu zaświeci słońce jest najładniej.
~mama
31 Maj 2006 14:07
Chcę spotkać kiedyś taką łąkę.Gdzie jest to piekne miejsce? U nas pada.
~Bzigo
31 Maj 2006 10:02
Ach! Jakież to pyszne! Sałatka wiosenna Aż chce się brać garściami…Bardzo sugestywne zdjęcie.
~Aga;)
31 Maj 2006 09:20
ja mogę pobiec;))) razem rzeczywiście raźniej i jak to mówią księżyc jest zwykłą lampą, kiedy nie ma z kim cieszyć się jego urokiem…ja narzaie biegam za kimś, za czymś, chcę w końcu pobiec dla siebie i mieć pod stopami taki dywan…
~http://jajowy.blog.onet.pl/
30 Maj 2006 06:44
pod stopami… zazdroszczę tego dywanu! Czy znajdzie się ktoś kto pobiegnie za mną na łąkę? U Ciebie tak kwiatowo – a za oknem zimnica brrrrmiłego dnia:)