Blog roku 2005

 

 

 

Moje odparzone, pełne pęcherzy, zdarte do krwi stopy...
Wybaczcie, że nie zatrzymałem się na wasze wołanie bólem tak silnym i tak długim, jakiego nie doświadczyłem nigdy wcześniej, o jakim nie wiedziałem, że jest…

 

Moje otarte do krwi plecy…
Przepraszam, że zapomniałem o was, pewnie należało częściej zmieniać przesączoną solą koszulkę, lepiej dopasować plecak.. i nie mam żalu o ten ból będący jak przypiekanie żagwią...

 

Mój skatowany żołądku…
Dziękuję, że wytrzymałeś tę próbę… i z tej mieszaniny, batonów, żeli, chleba, smalcu, mięsa, makaronu, ciastek, owoców, ampułek, tabletek i saszetek z minerałami popitych kilkunastoma litrami izotoniku, coli, wody, herbaty i bulionu, dałeś mi siły, by pokonać 168 km trudnego, górskiego szlaku UTMB w czasie 40h.

 

Moje zwyrodniałe, a teraz opuchnięte kolano…
Ty nie protestujesz w czasie biegu, ale będziesz potrzebować tygodni by wrócić do sprawności. Dziękuję i przepraszam… i proszę… daj mi kolejną szansę...

 

 

Moje czwórgłowe, dwugłowe, płaskie… serce, płuca…
Byłyście jak ze stali do samego końca. Takimi uczyniły was treningi. Dziękuję!

 

 

Moja szalona głowo…
Dziękuję ci szczególnie! To szaleństwo sprawia, że życie zachowuje intensywne barwy, jak wtedy, gdy byłem dzieckiem, gdy codziennie stawałem przed Nieznanym, gdy potrafiłem tak szczerze cieszyć się, że coś mi się udało i gdy widziałem tę samą radość w oczach moich bliskich…

 

Dziękuję Wam Kibice!
Wspierającym na trasie i dzielących ze mną wzruszenie na mecie w Chamonix, a może i gdzieś w domu przed komputerem. Kibice, którzy wiedzą czym jest sport, którzy cieszą się nie z tego, że ktoś został pokonany, zniszczony, pobity, ale z tego, że ktoś zwyciężył pokonując siebie w trudnej próbie…jak ja, jeden z kilku tysięcy biegaczy na trasach wokół Mont Blanc.

 

 

Dziękuję Organizatorom i Sponsorom.
Pomagacie spełniać marzenia!

 

 

Dziękuję Wam moi Bliscy i Przyjaciele!
Bez Was nie miałoby to sensu, nic nie miałoby sensu...

 

 

 

 

 

29 sierpnia 2014 roku o 17:30 stanę w grupie ok. 2300 biegaczy dzielących ten sam sen starannie przygotowywany przez wiele miesięcy. Pomimo niesamowitej trudności, bedziemy spokojni  dzięki pomocy oferowanej przez 2000 wolontariuszy, którzy w duchu przyjaźni są gotowi do udziału w tej samej przygodzie.
To przygoda ale i wyzwanie na miarę marzeń.
Pobiegniemy  ramię w ramię z Aiguille de Bionnassay i przekroczymy Col du Bonhomme przy świetle księżyca. O wschodzie słońca, miniemy Col de la Seigne zbiegając do Włoch obok magicznych Val Veni, Noire du PEUTEREY i lodowców schodzących z Mont Blanc. Później dotrzemy do Val Ferret, strzeżonej przez Dent du Géant i Grandes Jorasses, zanim w końcu znajdziemy się w Szwajcarii by rozkoszować się w pięknie chronionego krajobrazu.
Musimy pogodzić się ze zmęczeniem, przezwyciężyć nasze lęki i niepokoje. Niektórzy z nas przesuną granice swoich możliwości do ekstremum, a mimo to będą musieli przerwać wyścig by zachować zdrowie i nadzieję, że uda się następnym razem. Będą nagradzani za to co osiągnęli, a ich nazwiska zostaną odnotowane w kronikach  wyścigu.
Pozostali będą wspinać się wśród  bydła na Les Tseppes. Następnie, z Aiguille Verte przed sobą, przez płaskowyż Drus z widokiem na majestatyczny Mont Blanc, będą nurkować w dół w kierunku linii mety w sercu Chamonix.
Zasadą wyścigu jest pół-samowystarczalność. W dziesięciu punktach będą dostarczane napoje i / lub żywność.
Główne trudności: wysokie przełęcze (Col de Voza, Col du Bonhomme, Col de la Seigne, wielki kol Ferret) oraz grzbiet Mont Favre, w Bertone Refuge, pastwiska z bydłem Tseppes i Tete au vent.

Wyjazd sponsorowany jest przez MOTIP DUPLI właściela marki: COLOR MARK i DISTEIN. Sprzętowo bardzo pomógł mi GOPR Zarząd Główny i Grupa Bieszczadzka GOPR.

 

 

Zdjęcia wykonałem w 2012 roku przed startem w CCC (100 km z Courmayor do Chamonix).

 

Istotne informacje:

  • Start 29.08.2014 godz. 17:30 Chamonix
  • Dystans 168km 
  • Przewyższenie +9600m /-9600m
    Do pokonania 10 przełęczy w tym >2500 m.
  • Limit czasu 46h
  • Meta w Chamonix 31.08 w nocy (oby) lub w dzień najpóźniej o 15:30 (zamknięcie trasy).

 

Poglądowa mapa z limitami na punktach kontrolnych.

 

 Profil trasy

 

Użyteczne linki:

 

 

Dwa medale w jednym biegu to rzadkie. Nie wiem tylko dlaczego na większym jest ten sam dystans. Do Wołsatego jest o 23 km dalej, o czym przypominają mi moje kolana.

Nigdy nie potrafiłem rysować, a teraz okazuje się, że mogę narysować Zamczysko nogami 12 razy raz po raz. Trochę koślawe, ale i tak cieszy :)

 

Po kwalifikacji do UTMB trening stał się obowiązkiem, a czasu brakuje. Biegam często w nocy, w nieznanym terenie, w lesie, przeważnie sam. Dla podniesienia bezpieczeństwa udostępniam swoje położenie OnLine. Jeśli zechcesz możesz sprawdzić czy biegnę i gdzie jestem klikając ten link:

http://www.endomondo.com/workouts/347597352/15100474

Gdyby mi się coś stało możesz być pierwszą osobą, która będzie o tym wiedzieć, ale reaguj tylko na wezwanie pomocy. W niektórych miejscach po prostu brakuje zasięgu sieci i sygnał może się urwać na pewien czas. Kończąc trenig zawsze ustawię status OK.

 

 

 

 

 

Zamczysko 571 m n.p.m. Nieco ponad 200 m podejścia z poziomu parku w Rymanowie Zdroju. Mówiąc "byłem tam 100 razy" wiem, że byłem znacznie więcej. Góra, która przygotowała mnie do 4-ech Rzeźników, CCC, Grani Tatr, a teraz ma dać siłę na UTMB. Staram się być tam 5x dziennie  (zdarzyło się 10). Tutejsze sarny przyzwyczaiły się do mnie, gdy w dzień lub w nocy kolejny raz pokonuję własną słabość.  To miejsce jest mi jak dom...

 

 

...że bieganie będzie ci potrzebne jak powietrze...

 

 

 

 

 

...że biegnąc będziesz czuł się ptakiem...

 

 

 

 

 

...i że nie będziesz potrzebował skrzydeł by lecieć...

 

Z przystanku, przez Rusinową Polanę, Gęsię Szyję, Murowaniec na Kościelec... i do Zakopanego. I choć bolą nogi... dobrze jest biegać...

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Cytując media - najtrudniejszy bieg w Polsce.

 

 

Dla mnie takim się okazał, ale nie z powodu dystansu (tylko 70 km), ani ok. 5000m przewyższenia, bo biegałem więcej. Owszem, pod stopami piargi, schodki, ruchome kamienie... było tak źle jak nigdzie wcześniej. Jednak głównym problemem byłem ja sam, ze skurczami wszystkich mięśni jakie w nogach są. Zaniedbałem suplementowanie potasem i zapłaciłem za to największym i najdłuższym fizycznym bólem jakiego w życiu doświadczyłem. Na szczęście psycha była OK, motywacja i wsparcie jakiego nie miał chyba nikt, a dedykowany cel ukończenia biegu tak ważny, że rezygnacja nie wchodziła w grę, więc dobiegłem godzinę przed limitem.

Ale pierwszy raz i mam nadzieję ostatni, brałem udział w biegu, w którym organizator zaprosił mnie do uczestnictwa, pobrał pełne wpisowe, sprawdził, że wcześniej biegałem po górach kończąc ultra-maratony górskie i założył, że biegu nie ukończę. Co jeszcze miałem zrobić by we mnie uwierzył? To co że rywale okazali się mocniejsi? Gratuluję i podziwiam, ale od początku wiedziałem, że dla mnie zwycięstwem będzie dotarcie do mety w limicie czasu. Zmierzyłem się z dystansem, przewyższeniami, własną słabością, bólem, limitem czasu. Dałem rady. Tym razem osobiście przekonałem się, że ci którzy kończą później, w ukończenie biegu wkładają najwięcej. Kubek wody na mecie... koszulek i medali brakło...

Podziękowania:

Organizatorkom, że wymyśliły i zrobiły ten niesamowity bieg. Drobne wpadki nie przekreślają całości, a nie zdarzają się tylko tym co nic nie robią. TOPR-owcom za profesjonalizm - to dzięki nim było klarownie i bezpiecznie.
Woluntariuszom - byli wspaniali, serdeczni, tak bardzo uczynni, pomocni... brakuje słów by wyrazić uznanie i wdzięczność.
Turystom, za życzliwe traktowanie i gorący doping.
Władzom TPN, że zaryzykowali, pozwolili. Szkoda, że dojście rodzin i kibiców na linię mety (50 m od kasy) wymagało wykupienia biletu.  Pazerność czy nadgorliwość kasjerki?

Najbliższym za obecość wsparcie i wyrozumiałość.
Kolegom za wyborne towarzystwo.

Szczególne podziękowania paniom bufetowym ze schroniska w 5 stawach za uratowanie życia poprzez szybkie podanie napojów, które żołądek mógł przyjąć. Gratis i poza kolejką. Wdzięczność dozgonna, a i tak przyjdę podziękować osobiście.

 

 

Myślami ciągle w Tatrach, teraz już zastanawiam się czy to co jem, piję nie zaszkodzi mi podczas sobotniej próby. Przeglądam zdjęcia z ostatnich tatrzańskich wycieczek. Te góry stały mi się bliższe niż kiedykolwiek wcześniej. Biegnąc nie będę walczył z rywalami, podbiegami, zbiegami, kamieniami, piargami, schodkami, korzeniami. Postaram się z nimi zaprzyjaźnić, wkomponować w otoczenie. Pobiegnę ciesząc się szansą jaką znów dostałem. Będę myślał o najbliższych, rodzinie, przyjaciołach, zajomych...  o tym co w życiu ważne. Będę stawiał rozważnie każdy krok...dotarło do mnie, że będzie ich ponad sto tysięcy. Będę słuchał rytmu serca... ono mi powie jak biec... zawsze mówi.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tatry, okolice Czarnego Stawu i Przełęczy Pod Chłopkiem

Strony